środa, 10 sierpnia 2011

Ludzie mówią, że czytają, i oglądają

Zapanowało jakiś czas temu szaleństwo pod nazwą Pieśń lodu i ognia. Są książki, jest i film. Nie czytałem, nie widziałem. Jestem poza obiegiem, i tyle... Zajrzałem jednak do internetowej księgarni, żeby chociaż na podstawie opisu wyrobić sobie jakieś pojęcie o tej Pieśni, warto na nią tracić czas, czy może czasu się przy niej nie czuje... Przeczytałem:

W Zachodnich Krainach o ośmiu tysiącach lat zapisanej historii widmo wojen i katastrofy nieustannie wisi nad ludźmi. Zbliża się zima, lodowate wichry wieją z północy, gdzie schroniły się wyparte przez ludzi pradawne rasy i starzy bogowie.

Ha, pomyślałem, jeśli będzie dużo o pradawnych rasach i starych bogach, może być ciekawe.

Ale, sądząc z opisów kolejnych tomów, dużo nie będzie, jeśli w ogóle. Czyli raczej mało ciekawe.

6 komentarzy:

  1. Oj, nie trzeba tak od razu rezygnować :) Dla mnie to jedna z ciekawszych współczesnych sag, stylizowanych na historyczne epopeje. Jest to fantastyka, ale z tak znikomą ilością magicznych zdarzeń, że prawdziwego fana fantastyki może to znudzić :) Ale przez to, że jest to jednak książka z nurtu fantastyki, tzw. krytycy zaliczają ją do literatury mniej wartej niż np. proza pani Masłowskiej... I to, według mnie, jest najbardziej paskudne.
    Ale może nie powinnam się wypowiadać, bo jestem zdecydowanym fanem prozy Martina we wszelkich odmianach. Dlatego też nie zamierzam oglądać ekranizacji, moja wyobraźnia jest w dużo lepszym gatunku niż pomysły HBO (a co sobie będę żałować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam prozy p. Masłowskiej, nie będę oceniał. Jeśli jest mało magii, a za dużo ludzkich działań i intryg, to nikłe szanse, bym się zainteresował, ludzkie historie są z reguły dosyć przewidywalne i nudne :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. A smoki? Smoki są i z tomu na tom stają się coraz bardziej istotne :) No i oczywiście Inni na Północy, zaraz za Murem... Znajdzie się trochę tej magii. Ale fakt, intrygi przeważają.

    OdpowiedzUsuń
  4. O, smoków mam kilka w domu, jeden zaś zginął po drodze :-( "Inni" zawsze są ciekawi, ale jak tylko na obrzeżach... to pewnie jak islandzkie sagi, a ja wolę Eddę. Ale mam od kogo pożyczyć te sagi Martina, i wyrobić sobie zdanie po kilku stronach. Ludzie ciągle knują jakieś intrygi, nie sięgają w głębię rzeczywistości. (O czym będzie tekst w niedzielę.)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie polecam. Pierwszy tom jeszcze można znieść - jest bardzo dobrze napisany ale kolejne są coraz bardziej krwawe i jeśli zastanowiłbyś się czemu ma to służyć to jedyną uczciwą odpowiedzią byłoby: by było tak jak w "prawdziwym życiu", w którym ludzie nie wierzą a bogowie nie słuchają, więc trzeba sobie jakoś radzić, a szlachetnych szybko eliminują sprytniejsi pokazując jednocześnie słabość i nieskuteczność ich działań. Jest magia ale Martin kompletnie nie radzi sobie ani z magią, ani z religią, za to trzeba przyznać, że jeśli chodzi o intrygi, psychologię (motywacje postaci), prowadzenie fabuły i grozę - jest bardzo dobry. Niemniej, nie po to czytam fantasy, żeby nurzać się we krwi, zdradzie, triumfującym złu, upadku podawanym jako "realizm".

    OdpowiedzUsuń
  6. Nurzać się we krwi... Poszedłem ze znajomym na "Immortals", z ciekawości, co tam zrobili z greckimi mitami. Po wyjściu stwierdziliśmy, że film był właśnie o nurzaniu się we krwi i flakach. O tym, co zrobiono z mitów, szkoda nawet wspominać. Jedyna rzecz, jaka mi się podobała, to obraz uwięzionych Tytanów na samym początku, dobry pomysł z tą klatką, nawet jeśli z mitami nie do końca zgodny.

    OdpowiedzUsuń