czwartek, 21 kwietnia 2011

Na czyją pamiątkę?

Spojrzał
na gotyk co stale stroi średniowieczne miny
na osiemnastowieczny ołtarz jak barokową trumnę
                                         na szczurzych łapkach
na włochate dywany które zmieniają nasze kroki
                                         w skradające się koty
na żyrandol jak dziedziczkę w krynolinie
na jaśnie oświecony sufit
na pyszne pokutne klęczniki
na anioła co stale o jeden numer za mały
na liście co w świetle lampki czerwonej wydają się czarne

stanął w kącie załamał odjęte z krzyża ręce
i pomyślał
chyba to wszystko nie dla mnie


Ten wiersz ks. Twardowskiego jest, w moim odczuciu, doskonałym komentarzem do liturgicznych dyskusji. Odkąd opuściłem blog na liturgia.pl, przestałem się interesować dyskusjami, dysputami i dywagacjami na temat liturgii, rozdzieraniem szat, rzucaniem klątw i wzywaniem do liturgicznych wypraw krzyżowych. Z perspektywy wydaje się to – nawet nie śmieszne, ale żałosne. Trudno rozmawiać z – żeby znowu przywołać jeden z wierszy ks. Twardowskiego – oczytanymi analfabetami, którzy bez przerwy chlapią językiem, uważają się za bardziej papieskich od papieża, więcej nawet, za bardziej Chrystusowych od Chrystusa, naszego Pana, którego miejsce tak gorliwie pragną zająć. Walczą z chwałą Bożą na ustach, ale o chwałę własną. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla Boga? On stoi cicho pośród liturgicznych bojów, jak żebrak, i czeka. Może w końcu ktoś Mnie zauważy, myśli, może w końcu ktoś zwróci na Mnie uwagę.

Może, Panie... Może Cię w końcu dostrzeżemy. Gdybyś wyglądał tak, jak chcemy, abyś wyglądał, byłoby łatwiej. Przecież wiesz, jak to było, kiedy stałeś się człowiekiem. Miało być inaczej, przecież myśmy się spodziewali... Nie dziw się, że tak często nie zauważamy Ciebie.

A Jezus milczał (Mt 26:63)

Z moich obserwacji wynika, że ludzie rzadko czytali i czytają na moich blogach teksty o Biblii, o życiu duchowym, o szukaniu Boga, o treści liturgii. Rzucają się za to jak wataha wilków na teksty, w których pojawia się wzmianka o liturgicznych przepisach, polityce czy też jakichś sensacyjnych wydarzeniach. Wszystko to, co zewnętrzne, co łatwo dostrzegalne, co podniecające... To o czymś świadczy. Czemu, mówiąc wciąż o Bogu, nie szukają z troską Boga, który jest – podobno – ich Bogiem? Bo trudno Mu służyć, łatwiej służyć samemu sobie, ubranemu w boskie szaty. Ludzkie pragnienie, sięgające rajskiego ogrodu: być jak Bóg, zająć Jego miejsce, bo przecież lepiej wiemy, jak powinno być, lepiej wszystkim pokierujemy, lepiej rozwiążemy wszystkie problemy. Po co masz się męczyć, Panie, już dosyć się nacierpiałeś, teraz my weźmiemy sprawy w swoje ręce. Jeszcze raz przywołam ks. Twardowskiego, tym razem z „Niecodziennika”: dotąd była Ewangelia, teraz będę ja.

I jeszcze modlitwa: Wreszcie na szarym końcu / zbaw teologów, pisał ks. Twardowski. Chciałoby się powiedzieć: zbaw „liturgistów”...  

... żeby nie pozjadali wszystkich świec i nie siedzieli po ciemku (...)

To dobra modlitwa na dzisiaj, na dzień, w którym zaczęła się chrześcijańska liturgia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz