wtorek, 17 czerwca 2014

Bride and Prejudice, czyli o tańcach

Trafiłem przypadkiem, w TV, na film pt. Duma i uprzedzenie – myślałem, że to jakaś nieznana mi ekranizacja powieści Jane Austen. Istotnie, film nawiązuje do Pride and Prejudice, ale jest zatytułowany Bride and Prejudice (bardzo pomysłowo, brawo!). To indyjska, czy może raczej – bollywoodzka wersja powieści Austen. Nie oglądałem całego filmu, trafiłem mniej więcej na połowę, kiedy odbywał się taniec z pałeczkami – po prostu cudowny! Uświadomiłem sobie, po raz kolejny, że podobają mi się tylko tańce grupowe. Nie znam się na historii tańca (podobno można ją teraz zdawać na maturze), wiem tylko o tańcach rytualnych, chóralnych w starożytności (po grecku khoros to taniec), kojarzę korowody z czasów Elżbiety I i późniejsze tańce, właśnie z epoki Jane Austen. Teraz zobaczyłem taniec hinduski, żywiołowy i pełen radości – piękne!

Tańce w parach nigdy mnie nie zachwycały, wyjątek może zrobiłbym dla elżbietańskiej wolty. Jeśli chodzi zaś o tańce solowe, to po tańcach Lúthien Tinúviel w lasach Doriathu żaden nie zasługuje na uwagę, chyba że w konkursie niezgrabności i ociężałości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz