Dwóch braci odeszło z nowicjatu. Z punktu widzenia niepokalanych-we-własnej-opinii arcykatolickich publicystów, o których wspominałem, kiedy blog był na innym forum, a którzy nie mają żadnego pojęcia o zakonnym życiu, konstytucjach i kanonicznym prawie, są zdrajcami Kościoła. Kto jednak zada sobie trud, żeby pomyśleć, rozumie, że niczego nie zdradzają, tylko szukają drogi swojego powołania – temu, między innymi, ma służyć nowicjat: rozpoznaniu. Próba rozpoczęcia zakonnego życia wymaga wielkiej odwagi – dlatego z podziwem i szacunkiem patrzę na wszystkich moich dominikańskich uczniów, na różnych etapach ich drogi. Ale opuszczenie nowicjatu też odwagi wymaga – przyznania przed sobą i przed innymi, że Pan ma inne plany, że wyznacza ścieżkę, która nie prowadzi (lub jeszcze nie prowadzi) do braci kaznodziejów.
Każde odejście jest smutne, ale też każde jest tajemnicą, znaną tylko Temu, który naszym jest Panem. Modlić się trzeba za tych, którzy chcą się postawić na Jego miejscu i wyrokować o wierności bądź niewierności innych: oświeć, Panie, ich oczy, aby nie zasnęli w śmierci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz