piątek, 3 lutego 2012

Williamson, Drout, Foley

University of Pennsylvania Press wydało wspaniałą książkę: Beowulf and Other Old English Poems, w przekładzie Craiga Williamsona. I to jest naprawdę bardzo dobry przekład, dobrze się go czyta, w przeciwieństwie do np. przekładu R.D. Fulka (niestety, przy całym moim szacunku do prof. Fulka, który jest doskonałym uczonym, nie mogę powiedzieć inaczej). Williamson pisze: A good translator must be both ambitious and humble. He needs to carry home as much of the beautiful old wood as possible, but the whole forest is always beyond his reach. Jakoś tak tolkienowsko brzmi to porównanie – nie ma się co dziwić, Craig Williamson nie kryje się ze swoim uwielbieniem dla Tolkiena. (Przedmowę do książki napisał tolkienolog, prof. Tom Shippey.)

Przy okazji staroangielskiego: czytałem jakiś czas temu wypowiedzi różnych anglosaksonistów na temat nauczania staroangielskiego. Na ogół na uniwersytetach, w ogólnych kursach literatury angielskiej, mało jest miejsca na tak wczesne teksty, co zatem wybrać, żeby poprowadzić sensowne zajęcia? I w jaki sposób je poprowadzić?

Michael Drout (tak, znowu: ten od Tolkiena) napisał o metodzie swojego nauczyciela, Johna Foleya: John's 'method' wasn't anything particularly formal but just a strong focus on the oral/aural aspects of Old English learning (and he did the same thing with Greek).  He always insisted upon doing just about everything aloud. To bardzo ciekawe podejście, często ludzie uczą i uczą się z tabelek: John Foley kazał wszystkie odmiany, paradygmaty, pojedyncze słowa – wypowiadać głośno. Postanowiłem wprowadzić tę metodę u siebie, Michael uważa, że – skoro działała przy grece i staroangielskim – powinna działać i przy gockim oraz łacinie.

Co więcej, Drout napisał: We had to memorize and recite Cædmon's Hymn before we even knew how to translate all the forms because he thought that if we internalized the phonological patterns of the language, we'd use our unconscious processing skills as well as our intellectual knowledge of the things we had memorized. W zupełności się z tym zgadzam: warto uczyć się na pamięć tekstów, nigdy nie wiadomo, jak zadziała nieświadomość, w jaki sposób teksty „zakonserwują się” w pamięci, i w jaki sposób potem wypłyną. W szkole uczyliśmy się na pamięć początku „Iliady”, „Wojny galijskiej”, pierwszej katylinarki... Tekst może nas wtedy przeniknąć, przestaje być obcy, zaczynamy nim żyć. Staje się częścią nas, a my stajemy się jego częścią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz