Czasami zdarza się, że do mszy służą i lekcje mszalne czytają tzw. dziadki (nie mylić z dziatkami), w komżach z firanek, i z koszmarną dykcją. To naprawdę woła o pomstę do nieba. Zamiast Słowa Bożego słychać jakieś trzaski, szeleszczenie i skrzeczenie. Co więcej, zdarzyło się dzisiaj, że taki dziadek pomylił czytania, i przeczytał jako pierwsze nie Ezechiela (17:22-24), ale Ozeasza (11:1.3-4. 8-9), czyli czytanie z uroczystości Najświętszego Serca Jezusowego. Zamiast Efraima był Efriam, zamiast więzów miłości – więzły miłości. Kapłanowi też wymowa niezbyt dzisiaj dopisywała, i można było usłyszeć pytanie: Szczym porównać królestwo niebieskie? Trochę jak paprykarz szcze w Kabarecie Moralnego Niepokoju. A kiedyś już słyszałem, z ust wspomnianego wyżej dziadka, że Izraelici beszczyli świątynię Pana.
Myślę, że księża nie powinni dopuszczać do czytania lekcji ludzi, którzy nie są do tego przygotowani, i takich, którzy mają poważne kłopoty z dykcją.
Święta prawda! Sami księża też pod tym względem nie są święci, prawda. Wikariusz (ale już nie taki młody) w mojej parafii nie tylko czasem coś przekręci, źle wymówi, ale również buduje zdania niegramatycznie, urywa w połowie i kończy czymś innym. Nierzadko aż boli w uszach. Jednak do tego trzeba mieć chyba skrzywienie zawodowe filologa, by czujnie badać wypowiadane przez księży i nie tylko zdania. Nieraz również na uczelni łapię się na tym, że ktoś nieumyślnie mówi nie po polsku... Ech...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Michał
Mnie zachwycają modlitwy, jakie księża czasami układają na zakończenie modlitwy powszechnej: Panie Jezu, spełnij nasz prośby, jeśli zgodne są z Twoją wolą. Przez Chrystusa, Pana naszego.
OdpowiedzUsuń