środa, 8 września 2010

Last week, czyli o smaku wyrazów

W poprzednim tygodniu towarzyszyły mi codziennie dwa wersy z Ewangelii według św. Jana, a dzięki nim – smak *gweih3-


Ja jestem zmartwychwstanie i życie. Kto wierzy we Mnie, nawet jeśli umrze, będzie żył, a każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, z pewnością nie umrze na wieki. Wierzysz w to? (J 11:25-26)

Życie to po grecku dzoe. Ponieważ greckie wydanie Nowego Testamentu podaje odnośniki do pokrewnych fragmentów, przejrzałem sobie, przy okazji powtarzania tych dwóch wersetów, inne miejsca, w których św. Jan pisze o życiu, życiu wiecznym. Dzoe, dzoe aionios. Łacińskie vivo czy angielskie quick to krewniacy greckiego dzoe. Za przodka mają *gweih3-

Powtarzanie tych wersów, powtarzanie słowa dzoe, było niesamowicie... smaczne. Sprawia niesłychaną przyjemność, dźwiękiem i znaczeniem. Tolkien kiedyś pisał o takich doświadczeniach, opowiadał, jak na niego działa język, słowa: powodują doznania takie, jak kolor czy muzyka. Podawał jako przykład cellar door – więcej lingwistycznej przyjemności dawały mu te słowa niż np. wyraz beauty.

Nie da się tego wyjaśnić. Nawet nie umiem tego przekazać. Po prostu trzeba tego doświadczyć. Jednym jest to dane, innym – nie. Ci, którym to dano, wiedzą, o czym piszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz