środa, 15 września 2010

Lubię patrzeć

Lubię szczególnie trzy momenty w czasie mszy, kiedy kapłan, przy pewnych gestach i czynnościach, odmawia po cichu modlitwy. Można patrzeć i przeżywać (cf. Sacrosanctum Concilium 33).

Primo, kiedy wlewa do kielicha wino i wodę. Niektórzy do wody używają specjalnej łyżeczki, inni leją wprost z ampułki. Szczególnie mi się podoba – a widziałem po raz pierwszy, jak robił to Dominik Jurczak (OP) – kiedy kapłan wlewa wodę na kształt krzyża. (Pewnie trochę jej wtedy więcej niż przy użyciu łyżeczki, trzeba uważać, żeby wina nie było za mało.) Czynność, wydawać się może, zupełnie prosta, ale właśnie przez tę prostotę niezwykle poruszająca. Towarzyszy jej modlitwa, wieki temu związana z Bożym Narodzeniem, która wspomina Wcielenie. Tajemnicze połączenie tej wody i tego wina przypomina, że Chrystus, Bóg prawdziwy, przyjął nasze śmiertelne człowieczeństwo. Boskie wino swego nieśmiertelnego życia połączył z wodą naszej śmiertelności. Kapłan modli się, abyśmy mogli mieć udział w Jego Bóstwie.

Secundo, kiedy kapłan, odmówiwszy błogosławieństwo nad chlebem i winem, nisko się pochyla i odmawia fragment modlitwy, zapisanej w Księdze proroka Daniela: modlitwy Azariasza w piecu ognistym. Błaga, aby Bóg nas przyjął, gdy stajemy przed Nim w pokorze i skrusze serca, i aby nasza ofiara była Mu miła. Azariasz modlił się pośród płomieni, przypominając niejako Bogu, że nie ma już świątyni w Jerozolimie, nie można składać ofiar całopalenia, libacji, kadzidła... Prosił, aby on sam i jego towarzysze, wrzuceni do ognia, stali się sami ofiarą dla Boga. Złączeni z Chrystusem – co symbolizowała już woda w winie – my też mamy stać się ofiarą dla Boga.

Papież Innocenty III podaje jeszcze inną interpretację tego skłonu. Kapłan działa in persona Christi, a ten głęboki skłon (nie wszyscy księża porządnie go wykonują; podoba mi się, kiedy angażuje się weń całe ciało, kiedy kapłan pochyla się aż do poziomu ołtarza) ma przypominać o uniżeniu Chrystusa Pana, o którym czytamy w Liście św. Pawła do Filipian: Chrystus Jezus zrezygnował z zewnętrznych oznak swego Bóstwa, upokorzył się, stał się człowiekiem poddanym śmierci, i to śmierci na krzyżu, najnędzniejszej, najbardziej haniebnej (cf. Flp 2:6-11).

Tertio, już pod koniec mszy, po udzieleniu Komunii wiernym, kapłan puryfikuje – czyli oczyszcza – patenę i kielich. Chodzi o to, aby nie zostały na nich żadne cząstki świętej Hostii, żadne krople konsekrowanego Wina. Kapłan obmywa też wtedy nad kielichem swoje palce – winem i wodą albo samą wodą – i odmawia piękną modlitwę, którą znam na pamięć po łacinie, a nie potrafię zapamiętać po polsku: Quod ore sumpsimus, Domine, pura mente capiamus, et de munere temporali fiat nobis remedium sempiternum. (Cośmy ustami spożyli, Panie, obyśmy czystą duszą przyjęli, a z daru doczesnego niech powstanie dla nas lekarstwo wieczne.) To doskonałe podsumowanie udziału w Eucharystii, przyjęcia Komunii świętej, jej skutków. Św. Augustyn pisał, że Eucharystia ma nas przemienić w Tego, którego w niej przyjmujemy. I tak wracamy do wlewania wody i wina do kielicha: mamy mieć udział w Bóstwie Chrystusa, poprzez udział w tej ofierze, w którą sami wchodzimy, jak nam o tym przypomina modlitwa Azariasza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz