Koncelebra może być piękna, może ukazać w szczególny sposób serce Kościoła. W czasach reformy Paweł VI starał się opanować zbyt bujny rozwój koncelebry, określając stopniowo liczbę koncelebransów. Nie pamiętam, do ilu doszło, w każdym razie miało być ich tylu, aby wszyscy mogli stanąć przy ołtarzu, w widoczny sposób przy ołtarzu.
Tymczasem zaobserwować można coś takiego (niemal jak zgromadzenie druidów w Galii Asteriksa) oraz takiego (zdjęcie nr 23), i jeszcze takiego (zdjęcie nr 14).
Oczywiście, zaraz ktoś powie, przecież tak liczne koncelebry zdarzają się przy papieskiej liturgii. Sam papież pisał o tym w Sacramentum caritatis tak: Zgromadzenie synodalne rozważyło kwestię jakości uczestnictwa podczas wielkich celebracji, które mają miejsce w szczególnych okolicznościach. Biorą w nich udział również — poza wielką liczbą wiernych — liczni koncelebrujący kapłani. Z jednej strony, łatwo dostrzec wartość tych momentów, szczególnie gdy zgromadzeniu przewodniczy biskup otoczony prezbiterium oraz diakonami, z drugiej strony, mogą się w takich okolicznościach pojawić trudności w wyrażeniu odczuwalnej jedności prezbiterium, szczególnie podczas modlitwy eucharystycznej, oraz trudności przy udzielaniu Komunii św. Należy dołożyć starań, by takie wielkie koncelebry nie powodowały rozproszenia. Można się o to zatroszczyć poprzez stosowne zabiegi koordynacyjne oraz odpowiednie urządzenie miejsca kultu, by zapewnić prezbiterom oraz wiernym pełne i rzeczywiste uczestnictwo. W każdym razie warto mieć na uwadze, że chodzi tutaj o koncelebry o charakterze wyjątkowym i ograniczone do okazji nadzwyczajnych.
Tymczasem zaobserwować można coś takiego (niemal jak zgromadzenie druidów w Galii Asteriksa) oraz takiego (zdjęcie nr 23), i jeszcze takiego (zdjęcie nr 14).
Oczywiście, zaraz ktoś powie, przecież tak liczne koncelebry zdarzają się przy papieskiej liturgii. Sam papież pisał o tym w Sacramentum caritatis tak: Zgromadzenie synodalne rozważyło kwestię jakości uczestnictwa podczas wielkich celebracji, które mają miejsce w szczególnych okolicznościach. Biorą w nich udział również — poza wielką liczbą wiernych — liczni koncelebrujący kapłani. Z jednej strony, łatwo dostrzec wartość tych momentów, szczególnie gdy zgromadzeniu przewodniczy biskup otoczony prezbiterium oraz diakonami, z drugiej strony, mogą się w takich okolicznościach pojawić trudności w wyrażeniu odczuwalnej jedności prezbiterium, szczególnie podczas modlitwy eucharystycznej, oraz trudności przy udzielaniu Komunii św. Należy dołożyć starań, by takie wielkie koncelebry nie powodowały rozproszenia. Można się o to zatroszczyć poprzez stosowne zabiegi koordynacyjne oraz odpowiednie urządzenie miejsca kultu, by zapewnić prezbiterom oraz wiernym pełne i rzeczywiste uczestnictwo. W każdym razie warto mieć na uwadze, że chodzi tutaj o koncelebry o charakterze wyjątkowym i ograniczone do okazji nadzwyczajnych.
Charakter wyjątkowy, okazje nadzwyczajne... Święcenia kapłańskie czy roraty z biskupem diecezjalnym: czy to naprawdę aż tak wyjątkowe okazje, żeby usadzić koncelebransów za ołtarzem albo rozstawić ich wokół niego w wielkim półkolu? (Święcenia kapłańskie, OK, to nadzwyczajna okazja, ale do ich ważności wystarczy biskup; i tak dołączą do niego neoprezbiterzy, którzy szczelnie otoczą ołtarz.) Msza Wieczerzy Pańskiej, Wigilia wielkanocna, pasterka: msze wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju, i nie dziwię się, że każdy kapłan chce w nich uczestniczyć jako kapłan, i tu koncelebra, nawet jeśli bardzo liczna, ma swoje prawa. Obawiam się jednak, że bardzo łatwo wytłumaczyć każdą celebrację jako wyjątkową i nadzwyczajną okazję, kierując się, oczywiście, względami duszpasterskimi. Czy takie koncelebry, jak przedstawione na powyższych zdjęciach, są nakazane odgórnie, czy wynikają z osobistej miłości i pobożności każdego kapłana, czy też po prostu idą siłą inercji?
Jedna rzecz szczególnie mi się nie podoba, pisałem kiedyś o tym jako o nexus sacerdotalis: każdy inaczej rozkłada (rozcapierza?) ręce. Wygląda to po prostu niechlujnie, szokująco, rozpraszająco... Jedność koncelebry zostaje w jakiś sposób zagubiona w gąszczu różnorodnie wzniesionych i splątanych dłoni.
Jedna rzecz szczególnie mi się nie podoba, pisałem kiedyś o tym jako o nexus sacerdotalis: każdy inaczej rozkłada (rozcapierza?) ręce. Wygląda to po prostu niechlujnie, szokująco, rozpraszająco... Jedność koncelebry zostaje w jakiś sposób zagubiona w gąszczu różnorodnie wzniesionych i splątanych dłoni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz