Z autorskiej próżności zajrzałem pod link, podany przez Reikhardusa tutaj. Przy okazji poczytałem inne wpisy na Elendilionie, dawno tam nie zaglądałem. I znalazłem odnośnik do innego tekstu (tu uwaga: nie znałem go przed napisaniem mojego wpisu, ale, być może, zadziałała tu jungowska synchroniczność... albo inne siły, jak mówił Frodowi Gandalf, opowiadając historię Pierścienia). Zajrzałem pod ów link i przeczytałem: Chociaż „Hobbit, czyli tam i z powrotem” nie umywa się do pozostałych dzieł Tolkiena, to jednak od tej książki wszystko się zaczęło. Bajka dla młodych czytelników o skarbie, krasnoludach, hobbitach, goblinach i smoku jest dopiero przedsmakiem twórczości Tolkiena, będącej opisem odwiecznego starcia Dobra ze Złem w pięknej baśniowej, a niekiedy wręcz mitologicznej konwencji.
Zrobiło mi się słabo. Dalej nie czytałem, uznałem, że szkoda mojego czasu i nerwów. Bajka o krasnoludach... „Hobbit”, od którego wszystko się zaczęło... Zupełny brak znajomości życia i twórczości Tolkiena (rozumiem, że Tolkien and the Great War Johna Gartha może być poza zasięgiem wielu piszących, czy raczej produkujących się, o Tolkienie, ale jest przecież biografia Tolkiena, pióra Carpentera, w tłumaczeniu Agnieszki Sylwanowicz: tam można się dowiedzieć, od czego, na długo przed „Hobbitem”, wszystko się zaczęło), mylenie bajki z baśnią. Gdybym był 19-wiecznym arystokratą, dostałbym pewnie migreny... A tak, no cóż, skomentuję to cytatem ze staroangielskiego poematu, który jest doskonałym komentarzem do różnego rodzaju nieszczęśliwych wydarzeń (do jakich zaliczam powyższy cytat o bajce o krasnoludach &Co.): Þæs ofereode, þisses swa mæg, tamto przeminęło, tak i to może przeminąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz