Nie
chodzi o nowo poznanych dominikanów, ale o dwóch braci z Anglii,
żyjących w 7. wieku. Beda nazywa ich Niger Heuuald i Albus Heuuald,
a owe przydomki kolorystyczne odnosiły się do barwy ich włosów:
mamy zatem blondyna i bruneta, czy, bardziej poetycko, jasnowłosego i ciemnowłosego. Nie wiadomo, czemu obaj otrzymali
takie samo imię (nota bene, jego etymologia – a dokładniej,
etymologia pierwszego członu, jest niejasna: czy pochodzi od
staroangielskiego heah, wysoki, czy od hiew, barwa, czy od słów
oznaczających ciosanie, jak czasownik heawan). W każdym razie, obaj
byli kapłanami, i obaj wyruszyli na misje na kontynent, między
Sasów. Beda podaje, że obaj byli tak samo pobożni, ale Hewald
Czarny był bardziej uczony w, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, naukach
biblijnych.
Bracia
zatrzymali się u pewnego człowieka, i prosili, aby pomógł im
dostać się do wodza (satrapy, jak nazywa go Beda) tej grupy plemiennej, na
terenie której się zatrzymali. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie
to, że miejscowi podejrzeli obu Hewaldów, kiedy ci sprawowali
liturgię. Spodziewając się, że misjonarze przekonają
wodza do przyjęcia nowej religii, co doprowadzi do całkowitej
zmiany obyczajów i sposobu życia, postanowili zabić obu braci.
Hewald Biały zginął szybko od miecza. Hewalda Czarnego długo
torturowano. Zabitych wrzucono do Renu.
Dzięki Bożej Opatrzności ciała jednak znaleziono: promień
światła, z ziemi aż do niebios sięgający, wskazywał miejsce,
gdzie rzeka przyniosła ciała męczenników, a jeden z nich (Biały
czy Czarny?) we śnie ukazał się jednemu ze swych towarzyszy
(imieniem Tilmon; wiemy, że pochodził ze szlachetnego rodu, a zanim
został mnichem, był żołnierzem) i nakazał szukać ciał tam,
gdzie ów promień jaśniał. Ciała braci ze czcią pochowano, a
dzień ich męki – 3. października – uroczyście obchodzono.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz