Oktawa Narodzenia Pańskiego jest przyzwoita. Chociaż ma własne hymny, własne antyfony psalmodii w jutrzni i nieszporach, to jednak zachowuje responsoria tychże godzin z samej uroczystości Narodzenia.
Verbum caro factum est, alleluia, alleluia oraz Notum fecit Dominus, alleluia, alleluia wyraźnie podkreślają ciągłość oktawy. Nie można tego powiedzieć, jak już kiedyś wspominałem, o niedzieli Świętej Rodziny, która nieprzyzwoicie niszczy rytm oktawy Narodzenia (oczywiście niedziela, nie Rodzina). A dzisiaj także introit mszalny taki sam, jak w mszy o świcie 25 XII: Lux fulgebit hodie super nos.
Tekst o zwierzętach wywołał niesamowity oddźwięk, za który bardzo dziękuję, pozdrawiając jednocześnie tych nieznajomych (wszystko przez te nicki!), którzy mnie pozdrawiają. Jak trzeźwo zauważyła moja znajoma, w dyskusji nie wzięła udziału żadna osoba duchowna (chyba że ktoś pod nickiem się ukrywa), co potwierdza tezę o stosunku większości tychże osób do zwierząt. (Dla obrony duchownych można powiedzieć, że pewnie zachwycają się pięknem gór, bo to trendy w ich środowisku, więc całej przyrody nie odrzucają. Dobre i to.)
Miało być o czytaniu w biegu. Bieg był jak najbardziej dosłowny, krótkodystansowy, przez całą noc. Wychodzenie na 7 sekund, i powrót w panice, 10 minut później kolejne wyjście, bieg na trawę, żeby zdążyć przed kolejnym wybuchem, i powrót do domu. Dopiero o 3 a.m. udało się nam załatwić wszystkie potrzeby fizjologiczne. (A to wszystko mimo zastosowania neuroleptyków.) W przerwach między tymi biegami, i między wysyłaniem i czytaniem maili i esemesów (na temat Earendila na niebie i mądrości Majarów) do osób z pewnego Kręgu, starałem się dowiedzieć czegoś więcej o Teofilakcie. Istotnie, można w sieci znaleźć jego komentarze; problem w tym, że dłuższych tekstów z monitora czytać nie potrafię. Zacząłem szukać wydań normalnych, czyli na papierze. Znalazłem, i owszem, ceny zachwycające. Znalazłem nawet editio princeps z 1542, wydane w Rzymie, tekst oryginalny grecki – tylko 53 276 zł. Może w Patrologia Graeca się znajdzie... bo przeczytać muszę koniecznie.
I jeszcze powrót do liturgii dnia dzisiejszego. W kolekcie wcale nie ma „Dawcy życia wiecznego”, jak głosi polski przekład, ale jest Auctor vitae, Stwórca/Dawca życia. Życia w ogóle; to chyba Jan Damasceński, pisząc o Zaśnięciu świętej Dziewicy, nazwał Jej Syna Dawcą wszelkiego życia. A w hymnie z modlitwy czytań mamy piękny obraz, zagubiony w przekładzie: cum Patre caelos condidit, / sub matre pannos induit – dosłownie: z Ojcem stwarzał niebiosa, przy Matce przywdział pieluszki.
P.S. A teraz się załamię i zrobię ukłon w stronę politycznej poprawności, dla tych, którzy dziś obchodzą Nowy Rok: To jest właśnie dzień, kiedy Zielony Rycerz przybył do Camelotu – The Green Knight holds the holly bush to mark where the old year passes by, że zacytuję Loreenę McKennitt. A że na Nowy Rok się ponoć robi postanowienia, to ja postaram się być mniej gadatliwy, bo inaczej zrobię się za bardzo próżny (Psalm 19 B).
Verbum caro factum est, alleluia, alleluia oraz Notum fecit Dominus, alleluia, alleluia wyraźnie podkreślają ciągłość oktawy. Nie można tego powiedzieć, jak już kiedyś wspominałem, o niedzieli Świętej Rodziny, która nieprzyzwoicie niszczy rytm oktawy Narodzenia (oczywiście niedziela, nie Rodzina). A dzisiaj także introit mszalny taki sam, jak w mszy o świcie 25 XII: Lux fulgebit hodie super nos.
Tekst o zwierzętach wywołał niesamowity oddźwięk, za który bardzo dziękuję, pozdrawiając jednocześnie tych nieznajomych (wszystko przez te nicki!), którzy mnie pozdrawiają. Jak trzeźwo zauważyła moja znajoma, w dyskusji nie wzięła udziału żadna osoba duchowna (chyba że ktoś pod nickiem się ukrywa), co potwierdza tezę o stosunku większości tychże osób do zwierząt. (Dla obrony duchownych można powiedzieć, że pewnie zachwycają się pięknem gór, bo to trendy w ich środowisku, więc całej przyrody nie odrzucają. Dobre i to.)
Miało być o czytaniu w biegu. Bieg był jak najbardziej dosłowny, krótkodystansowy, przez całą noc. Wychodzenie na 7 sekund, i powrót w panice, 10 minut później kolejne wyjście, bieg na trawę, żeby zdążyć przed kolejnym wybuchem, i powrót do domu. Dopiero o 3 a.m. udało się nam załatwić wszystkie potrzeby fizjologiczne. (A to wszystko mimo zastosowania neuroleptyków.) W przerwach między tymi biegami, i między wysyłaniem i czytaniem maili i esemesów (na temat Earendila na niebie i mądrości Majarów) do osób z pewnego Kręgu, starałem się dowiedzieć czegoś więcej o Teofilakcie. Istotnie, można w sieci znaleźć jego komentarze; problem w tym, że dłuższych tekstów z monitora czytać nie potrafię. Zacząłem szukać wydań normalnych, czyli na papierze. Znalazłem, i owszem, ceny zachwycające. Znalazłem nawet editio princeps z 1542, wydane w Rzymie, tekst oryginalny grecki – tylko 53 276 zł. Może w Patrologia Graeca się znajdzie... bo przeczytać muszę koniecznie.
I jeszcze powrót do liturgii dnia dzisiejszego. W kolekcie wcale nie ma „Dawcy życia wiecznego”, jak głosi polski przekład, ale jest Auctor vitae, Stwórca/Dawca życia. Życia w ogóle; to chyba Jan Damasceński, pisząc o Zaśnięciu świętej Dziewicy, nazwał Jej Syna Dawcą wszelkiego życia. A w hymnie z modlitwy czytań mamy piękny obraz, zagubiony w przekładzie: cum Patre caelos condidit, / sub matre pannos induit – dosłownie: z Ojcem stwarzał niebiosa, przy Matce przywdział pieluszki.
P.S. A teraz się załamię i zrobię ukłon w stronę politycznej poprawności, dla tych, którzy dziś obchodzą Nowy Rok: To jest właśnie dzień, kiedy Zielony Rycerz przybył do Camelotu – The Green Knight holds the holly bush to mark where the old year passes by, że zacytuję Loreenę McKennitt. A że na Nowy Rok się ponoć robi postanowienia, to ja postaram się być mniej gadatliwy, bo inaczej zrobię się za bardzo próżny (Psalm 19 B).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz