wtorek, 13 stycznia 2009

Zstąpił do piekieł

W dominikańskim kolegium, gdzie uczę, na koniec roku bracia wystawiają wykładowcom oceny. Anonimowo, rzecz jasna. W zeszłym roku przeczytałem m. in. taką opinię: „Pan Marcin powinien zostać dominikaninem, byłby dobrym tłumaczem”. Nie wiem wprawdzie, co ma jedno do drugiego, ale dominikaninem zostać nie mogę.

Z tego chociażby względu, że bracia kaznodzieje nie mają przy imionach „tajemnic”, jak np. w Karmelu. A ja musiałbym być Marcinem od Zstąpienia do Otchłani.

Przeglądam książeczkę pt. „Ikona dziś”, zapis spotkań z sesji, zorganizowanej latem w klasztorze służewieckim. I żałuję, że pośród prezentowanych tam ikon nie ma ikony Zstąpienia do Otchłani, ikony Anastasis. Ikony, o której marzę od dawna. Ikony Chrystusa w oślepiającym blasku, który chwyta za przegub Adama, a wokół stoją święci patriarchowie i prorocy, z tym najważniejszym, Janem Poprzednikiem.

Przeglądam co jakiś czas strony różnych twórców ikon, i zastanawiam się: Czy któryś z nich potrafiłby napisać dla mnie taką ikonę? Nie wiem, i boję się, że taka ikona mogłaby mnie rozczarować. Bo to niezwykła, i bardzo dla mnie ważna ikona, i oczekiwałbym jej po prostu idealnej. Powalającej na kolana, a jednocześnie budzącej w sercu milczenie. Może fakt, że tak trudno ją znaleźć w warsztatach ikonografów, chociażby tych ze studium w służewieckim klasztorze, świadczy o tym, że jest naprawdę trudna do napisania? Nie tylko technicznie, ale i mistycznie – ikona pokazująca największą tajemnicę, tak wielką, że tylko w ten sposób ośmiela się ją przedstawiać Kościół wschodni. (Jest wprawdzie jeszcze ikona niewiast mirrę niosących przy pustym grobie, ale ten obraz do mnie tak mocno nie przemawia.)

A zachwyca mnie szczególnie przedstawienie sceny Zejścia do Otchłani na bizantyńskim fresku, w kościele Chora, na przedmieściach Istambułu. Może kiedyś ktoś napisze dla mnie taką ikonę, ikonę mojego życia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz