sobota, 30 maja 2009

Autos epha, czyli ostatnia lekcja greki (wpis nieco próżny)

Co można robić na ostatniej lekcji? Trudno zaczynać jakiś nowy temat, dręczyć powtórką poprzedniego też nie należy. Można więc opowiedzieć trochę o osobliwościach samego języka.

Dziś zatem ostatni raz grekę mieli bracia z pierwszego roku studiów. Demokratycznie zapytałem, o czym chcieliby posłuchać. Odpowiedzi były różne, od współczesnej greki, poprzez staroangielski, aż do PIE (Proto-Indo-Europejski). Po wysłuchaniu propozycji, despotycznie przedstawiłem moje, czyli: czytanie sentencji o przyjaźni, odczytywanie Ewangelii według św. Jana w wydaniu Erazma z Rotterdamu, podanie kilku ciekawych informacji na temat tego, co jest w grece, a czego nie ma w polskim i łacinie. Wygrała propozycja ostatnia, chociaż dało się zrobić trochę z drugiej. (Piękne są znaczki u Erazma.)

Zatem rozmawialiśmy o dwóch czasach greckich, które gramatycy nazywają aoristos i parakeimenos. Ten ostatni szczególnie ciekawy jest w Nowym Testamencie, niektórzy nazywają go nawet czasem teologicznym. W trakcie rozważań jeden z braci szeptem zapytał drugiego o wyjaśnienie jakiejś kwestii, i wszyscy usłyszeliśmy odpowiedź: Gdybyś czytał blog pana Marcina, to byś wiedział. Ja czytam regularnie. Poczułem się niezręcznie (a właściwie, to się zmieszałem, chociaż bez betoniarki). No ładnie, pomyślałem. Najpierw się zainteresowali panią Barbarą z youtube, o której nieopatrznie wspomniałem na jednych z pierwszych zajęć, a teraz okazuje się, że czytają jeszcze blog niepoważny, zamiast zająć się poważnymi studiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz