Poruszeni kilkoma zdaniami, opowiadającymi o biednej Dydonie, i pragnąc gorliwie naśladować św. Augustyna*), według reguły którego żyją, bracia nowicjusze zapragnęli przeczytać „Eneidę”. Póki co, w przekładzie polskim. Przydźwigałem więc, z własnej biblioteki, przekład Kubiaka (przynajmniej tłumaczem był dobrym...), uprzednio jednak złocistym spinaczem spiąłem kilka kartek, na których są opisy wydarzeń niezbyt odpowiednich dla rozpoczynających zakonne życie. No cóż, w końcu i boskiego Shakespeare’a okroił Thomas Bowdler, aby kobiety i dzieci mogły czytać jego sztuki... Augustyn Augustynem, naśladować go można, ale trzeba uważać, aby nie pójść z kolei w ślady św. Hieronima, który w czasie swego słynnego snu boleśnie odczuł skutki rozkoszowania się starożytną literaturą.
Nie mam żadnych wątpliwości, że bracia pominą owe zaznaczone fragmenty, w końcu karność zakonna do czegoś zobowiązuje... A opowiadano mi, że kilka lat temu biedni bracia czytali wszystkie książki, o jakich wspomniała pani B. na zajęciach z kultury antycznej, gdyż, jak później tłumaczyli, nauczyciel wymienia książkę, a to znaczy, że trzeba ją przeczytać. Na szczęście następny rocznik wyprowadzono już z błędu, nie wszystkie książki wymieniane przez panią B. należało czytać, chociaż wciąż trzeba było oglądać i rozpoznawać wszystkie wazy greckie, jakie miała na slajdach (czyli prawie wszystkie, jakie się zachowały), i pamiętać drobiazgi w rodzaju napisu na Słupach Heraklesa (przynajmniej po polsku). Zatem, skoro powiedziałem, że tych a tych fragmentów czytać nie należy, spokojny jestem, że ich nie przeczytają. W końcu to tylko kilka stron księgi... nieważne, której.
Ponieważ w czasie zajęć pojawił się też temat antycznego poczucia humoru, powiedziałem, że mogę przynieść jakieś komedie Arystofanesa. Co powiedziawszy, uświadomiłem sobie, że nie mam w domu aż tylu spinaczy...
____________________
*) [C]ogebar (...) plorare Didonem mortuam, quia se occidit ab amore (Confessiones, I:13)
Nie mam żadnych wątpliwości, że bracia pominą owe zaznaczone fragmenty, w końcu karność zakonna do czegoś zobowiązuje... A opowiadano mi, że kilka lat temu biedni bracia czytali wszystkie książki, o jakich wspomniała pani B. na zajęciach z kultury antycznej, gdyż, jak później tłumaczyli, nauczyciel wymienia książkę, a to znaczy, że trzeba ją przeczytać. Na szczęście następny rocznik wyprowadzono już z błędu, nie wszystkie książki wymieniane przez panią B. należało czytać, chociaż wciąż trzeba było oglądać i rozpoznawać wszystkie wazy greckie, jakie miała na slajdach (czyli prawie wszystkie, jakie się zachowały), i pamiętać drobiazgi w rodzaju napisu na Słupach Heraklesa (przynajmniej po polsku). Zatem, skoro powiedziałem, że tych a tych fragmentów czytać nie należy, spokojny jestem, że ich nie przeczytają. W końcu to tylko kilka stron księgi... nieważne, której.
Ponieważ w czasie zajęć pojawił się też temat antycznego poczucia humoru, powiedziałem, że mogę przynieść jakieś komedie Arystofanesa. Co powiedziawszy, uświadomiłem sobie, że nie mam w domu aż tylu spinaczy...
____________________
*) [C]ogebar (...) plorare Didonem mortuam, quia se occidit ab amore (Confessiones, I:13)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz