Organistka się popisała... Jedyne 'hosanna' było po prefacji, jak w każdej mszy. Na początku, zamiast Hosanna Synowi Dawidowemu, zaśpiewała jakąś zupełnie nieznaną pieśń, z koszmarnymi rymami, o cierpiącym Baranku. Potem Chrystus Królem – przynajmniej tyle. Przez cały Wielki Post śpiewała refren psalmu na pasyjną melodię, według Ludu mój. Dziś zaśpiewała na jakąś radośniejszą, autorstwa ks. Kądzieli, jeśli dobrze pamiętam. A po mszy grała jakieś improwizacje, chociaż teraz wolno na organach grać tylko dla podtrzymania śpiewu!
Ksiądz też nie lepszy, miał wyraźne kłopoty z czytaniem, zmieniał końcówki i całe wyrazy. W rezultacie w modlitwie na poświęcenie palm wyszło, że to gałązki palmowe mają iść za Chrystusem Królem i dojść do wiecznego Jeruzalem, a w Ewangelii zabrzmiało: Błogosławione królestwo ojca naszego, Dawida, który nadchodzi! W modlitwie nad darami zamiast pojednaj nas było pojednałeś nas. Etc., etc.
Dobrze, że przynajmniej Pasja była w całości czytana, bez przejęzyczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz