Znajoma ojca przechodziła koło sklepu spożywczego. Było już po dziewiętnastej, sklep zamknięty. Było już ciemno, w sklepie paliło się światło. I nagle zobaczyła w sklepie sprzedawczynię (sklepową, jak kiedyś ładnie mówiono), która zdejmowała z półki słoik majonezu. Odkręciła zakrętkę, podniosła słoik do ust, liznęła majonezu, zakręciła słoik i odstawiła na półkę. Wzięła następny i powtórzyła całą operację. I następny... Znajoma ojca wróciła do domu w ciężkim szoku, z mocnym postanowieniem, aby nigdy nie kupować w tym sklepie majonezu.
Ja w ogóle zrezygnowałbym z zakupów. Widziała akurat majonez, ale może następnego dnia to był już dżem truskawkowy, potem musztarda, i miód...
Może ta sklepowa to wampir słoikowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz