środa, 11 maja 2011

Triumf i rozpacz, rozpacz i triumf

Było to jeszcze w poprzednim tysiącleciu. Chodziłem wtedy do szkoły podstawowej. Pewnego razu dwie praktykantki, przyszłe polonistki, zabrały nas pod pomnik warszawskiej Nike, abyśmy go sobie obejrzeli, a potem opisali. Staliśmy pod pomnikiem, a panie praktykantki starały się nam podpowiadać, na co zwrócić uwagę w opisie Nike. Oczywiście, ważna jest twarz. I właściwie pamiętam z tamtej lekcji tylko to, w jaki sposób owe panie określiły twarz Nike na pomniku: Jej twarz ma wyraz triumfu i rozpaczy. Opis pomnika sprawdzała już nasza nauczycielka, i bardzo się zdziwiła, kiedy przeczytała w mojej pracy, iż triumf i rozpacz jednocześnie malują się na twarzy bogini. Zastanowiliśmy się wspólnie (była to bowiem naprawdę dobra nauczycielka, która starała się uczyć, a nie tylko podawać wiadomości), i doszedłem do wniosku, że jednak albo triumf, albo rozpacz.

Przypomniały mi się te rozważania dzisiaj, kiedy spojrzałem na pomnik warszawskiej Nike. W innym stoi już miejscu niż wtedy, ale twarz bogini zwycięstwa została ta sama. (Jak i reszta; zadziwiające jest zwłaszcza to, w jaki sposób ta olbrzymka utrzymuje równowagę, leżąc w tak mało komfortowej pozycji.) I przypomniałem sobie pewną opowieść, w której pojawia się także swego rodzaju bogini, a właściwie Czarownica, która przez długie wieki panowała w Narni. Tuż po stworzeniu Narni przez Aslana widzimy ją w tajemniczym ogrodzie, jedzącą zakazane jabłko. Do tego ogrodu dociera Digory, i widzi na jego bramie dziwny napis, niejako słowa samego ogrodu. Czytamy tam: (...) ci, co owoc kradną, lub przez mur mój skaczą, znajdą to, czego pragną, ale wraz z rozpaczą. W ogrodzie Digory spotyka Czarownicę, i w jakiś sposób pojmuje, że ona nie weszła do ogrodu przez bramę. A na jej twarzy właśnie, na jej twarzy był swego rodzaju triumf, ale też kryła się w niej jakaś tajemnicza rozpacz. Czarownica dostała to, czego chciała, zdobyła to, ale, banalnie mówiąc, szczęścia jej to nie dało. Została rozpacz. Nasycenie, kończące się rozpaczą.

Jak było z warszawską Nike (z jakiejż ona może być mitologii, z greckiej z pewnością nie jest), w jaki sposób poznała i triumf, i rozpacz nie mam pojęcia. Może też wskoczyła gdzieś przez mur i zjadła jabłko?

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe porównanie Nike z Białą Czarownicą. :)
    Myślę, że nic tu, na ziemi, nie daje zaspokojenia...Nie jesteśmy stąd, więc jak t u t a j znaleźć ukojenie? To samooszukiwanie się. Nawet gdy owoc znajdziemy a nie ukradniemy, smakuje on tylko jak smutek...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale w przypadku Czarownicy chodzi o znalezienie czegoś już na zawsze - owoc daje nieśmiertelność. Straszna jest nieśmiertelność, która okazuje się inna niż sobie wyobrażaliśmy, nie da się już jej zmienić. Bogini Eos poprosiła bogów o nieśmiertelność dla swego ukochanego, ale nie poprosiła o wieczną młodość, i tak dar stał się dla niego udręką - aż zamieniono go w świerszcza...

    OdpowiedzUsuń