Dziękujemy, że jednak nie zdecydował się pan „zamilczeć swoją wiedzę”, napisali nowicjusze w ofiarowanej mi książce. Tak jak ja wiedziałbym cokolwiek niezwykłego... Przecież to, że umiem wyrecytować jakiś kawałek z Shakespeare'a czy Homera w oryginale to nic wielkiego, każdy humanista w Europie to umie... za to z Rigvedy nic nie wyrecytuję, czy z Herbertów (i angielskiego, i polskiego) – wstyd. O wiele częściej na zajęciach musiałem się przyznawać, że czegoś nie wiem – np. jaka jest etymologia angielskiego rubber (sprawdziłem i już wiem), albo czy habeo i haben są pokrewne (różne panują opinie, ale raczej nie), nie wspominając już o właściwościach wytwarzanych przez człowieka gazów, o których to dopiero bracia mnie poinformowali, kolorze fig i pochodzeniu Kwintyliana. W gruncie rzeczy, dzięki nim, tegorocznym nowicjuszom, wiele się nauczyłem.
Knowledge is bitter, pisałem kilka tygodni temu do Chrisa, knowledge is tricky.
Zawsze zazdroszczę wiedzy lekarzom. Zwykle, kiedy o tym mówię, odpowiadają, że nie ma czego zazdrościć, bo i tak ciągle muszą się czegoś uczyć, a w ogóle to oni mogą zazdrościć mi – ale zapominają często, że ja też muszę się ciągle uczyć, wbrew pozorom gramatyka i starodawne języki nie są martwe, tu też dokonują się odkrycia, też trzeba poznawać nowe teorie i hipotezy. Inaczej można skończyć jak pewien kanadyjski profesor, o którym ktoś mi wczoraj napisał: On jest stary i od 20 lat nie miał żadnego nowego pomysłu. Bywają i tacy, którzy przez kilkadziesiąt lat czytają na zajęciach te same teksty, jak np. prof. Wojtczak (ten sam dialog Platona co roku), albo prowadzą wykład z notatek sprzed lat pięćdziesięciu, nieświadomi, że pod uwagę trzeba już brać głoski laryngalne, które wiele zmieniają w filologii komparatywnej.
Może dlatego, że czasami tak trudno jest uczyć się... Bardziej niż pracowitość liczy się tu pokora, której wielu z nas (mnie z pewnością) brakuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz