Kilku znajomych OP pojechało do Korbielowa na rekolekcje o medytacji, prowadzone przez Laurence'a Freemana OSB. Siedzieli na stołeczkach, poduszkach i matach. Wspólnie medytowali.
W jednej ze swych książek Freeman pisze, iż medytacja budzi w wielu katolikach lęk i nieufność, zwłaszcza wśród (samozwańczych) konserwatystów, którzy Jana Kasjana i „Obłoku niewiedzy” nie czytali. Właściwie trudno się dziwić. A przecież medytacja, skupiona na powtarzaniu wezwania skierowanego do Pana, skupiona w sercu, jako ośrodku, duchowym i fizycznym, człowieka, jest drogą do szczególnej bliskości (czy, jak zwykło się mówić w pobożnych rozważaniach i kazaniach: intymności) z Bogiem, który „tkwi” w sercu człowieka jak drogocenny kryształ, według św. Teresy. Tylko Bóg i ja.
Pomyślałem o tych medytacyjnych rekolekcjach przy psalmie z dzisiejszego oficjum, w jego łacińskiej wersji: Obmutui et humiliatus sum et silui a bonis (...) concaluit cor meum intra me et in meditatione mea exardescet ignis (Ps 39 [38]:3.4). Milczenie, pokora, odcięcie się od szumu wokół, i w medytacji zapłonie ogień. Merton pisał o płomieniu Ducha Świętego, który nieustannie płonie w naszych sercach, podsycany modlitwą Najświętszej Dziewicy, milczącej i pokornej. Et in meditatione mea exardescat ignis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz