Wszedłem sobie do sklepu – pardon, firmowego salonu, z telefonami komórkowymi. Popatrzyłem sobie, obejrzałem kilka modeli, spojrzałem na ceny. I uświadomiłem sobie, że znajomi dominikanie i franciszkanki mają komórki tak nowoczesne, tak luksusowe, że ja musiałbym kilka miesięcy żyć o chlebie i wodzie, aby sobie takowe kupić. Ale, pomyślałem, z pewnością są ubodzy duchem, a mnie wiele jeszcze do tego brakuje, o czym Ty wiesz, mój Boże.
Fakt, mam telefon na kartę, więcej mi nie trzeba. Może gdybym podpisał z T-Mobile umowę i płacił abonament, dostałbym takie cudo za 1 zł. Unicuique suum.
Rodzi się pytanie:
OdpowiedzUsuńJakie tezy sformułowałby dziś Marcin Luter?...
Trzeba poczekać do wigilii Wszystkich Świętych :-)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, ja dziś widziałem dwie siostry zakonne (niestety brak mi biegłości w rozpoznawaniu zakonów, niestety), które wychodziły ze sklepu z markowym obuwiem. Pewnie nic nie nabyły, wnosząc po ich posmutniałych minach, ale coś jednak musiało je za próg wepchnąć.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to właśnie z postawy ascetycznej wynika to, że owi dominikanie i franciszkanki, czy też inni, posiadają takie nowoczesne sprzęty. Żyją "w biedzie" więc stać ich na wiele.
Pozdrawiam
Ale człowiek potrzebuje mieć pewne dobra, więc jeśli wyrzeka się stosunków damsko-męskich i przyrzeka służyć Bógu oraz ludziom, to w jakiś sposób musi "odreagować". Trzeba przyznać: albo księża, mnisi, siostry zakonne... mają w dzisiejszych czasach słabszą wolę, albo tak naprawdę bardzo niewielu było tych "prawdziwych" świętych, którzy potrafili służyć tylko ludziom i kochać Boga na tym poprzestając.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Niewątpliwie, pewne dobra potrzebne są, mniej lub bardziej, do życia. Chodzi o to, że jeśli potrzebujemy chleba, nie musi być to od razu razowiec na miodzie (taki przykład z ks. Twardowskiego). Jeśli potrzebuję stołu, nie musi on być od razu z hebanu (takie skojarzenie z dowcipem o St. Gierkowej). Jeśli potrzebuję łyżki, nie musi być od razu ze srebra, wysadzana szafirami.
OdpowiedzUsuńA to jest, jak wytłumaczyłby ksiądz-katecheta, kwestia pewnej tradycji kościoła katolickiego - nota bene tradycji, którą ustalił sam Bóg, a człowiek (jak zwykle) pozwolił sobie nadinterpretować Jego słowa (opisując sytuację w dużym skrócie).
OdpowiedzUsuńRzecz w tym, że wszyscy mamy skłonność do interpretowania woli Boga na nasz sposób ("bo przecież to moje życie" albo "jestem taki pobożny, tak blisko Boga, że wiem, czego On chce"), a także i woli czy tradycji Kościoła ("ja wiem lepiej niż papież" albo "dlaczego nam to robisz, Ojcze święty?" - czytałem takie głosy po spotkaniu papieża z arcybiskupem Canterbury w opactwie Westminster). Oczywiście, mój tekst przedstawia tylko wycinek rzeczywistości, nie wątpię, że są zakonnicy i zakonnice prawdziwie ubodzy, żyjący tak jak biedni i głodujący, dzielący z nimi los. Są też zakony, które potrzebują drogiego sprzętu medycznego, żeby pomagać innym, ale - właśnie - to jest dla kogoś, nie dla siebie. Można przyjąć, że komórka jest potrzebna w pracy duszpasterskiej, tylko czy to musi być od razu komórka z super gadżetami, za czterocyfrową sumę?
OdpowiedzUsuńPrzy okazji medycyny: uważam, że bardzo gorszące było podanie jakiś czas temu informacji, iż kard. Dziwisz załatwił p. Rokicie miejsce w jednym z lepszych rzymskich szpitali. A kto załatwi jakikolwiek szpital zwykłym, szarym ludziom, podobnie chorym?
Tak różnorodny i bezładny, jak dzisiejszy świat, sprawia, że ludzie czują się zagubieni (i ja nie jestem pewien). Tak jak z każdą wiedzą - Boga odnajdzie ten, kto szuka.
OdpowiedzUsuń