sobota, 2 lipca 2011

Suknie ślubne i apteka, czyli o (nie)znajomości mitów greckich

Znajomi opowiadali mi o salonie sukien ślubnych o wdzięcznej nazwie „Medea”. Sam widziałem aptekę o takiej samej nazwie. Cóż w tym dziwnego, może ktoś zapytać?

Medea, córka Ajetesa, syna Heliosa, bratanica Kirke, pomogła Jazonowi zdobyć złote runo. Porzuciwszy rodzinną Kolchidę (po drodze pokroiła na kawałki brata, i wrzucała je do morza, aby powstrzymać pościg), przybyła z Jazonem do Jolkos. Tu trzeba dodać, że, podobnie jak ciotka, Medea była czarodziejką (czarownicą, jak mówią nieżyczliwi). Według Owidiusza, dzięki swej sztuce i mocom przywróciła młodość ojcu Jazona, Ajsonowi, ale nie jest zbyt pewna ta wersja. Wiadomo natomiast, że córki Peliasa, który Jazona wysłał po złote runo, skłoniła do zabicia ojca: przygotowała w kotle magiczny wywar, i wrzuciła do niego poćwiartowanego tryka, który wyskoczył z kotła odmłodzony. Zachwycone córki Peliasa postanowiły wypróbować to lekarstwo na własnym ojcu, który jednak, niestety, z kotła już nie wyskoczył – pozostał w nim w zgrabnych kawałkach.

Później Medea i Jazon zamieszkali w Koryncie. Jazon, już nieco znudzony monotonią działań Medei (ile razy można kogoś kroić na kawałki?), postanowił poślubić Kreuzę, córkę władcy Koryntu. Medea, trzeba przyznać, zniosła to spokojnie, co więcej, podarowała nawet pannie młodej wspaniałą szatę ślubną. Zapomniała jednak dodać, że nasączyła ją, dzięki swym magicznym sztukom, jakąś tajemniczą substancją chemiczną, i szata zaczęła płonąć na Kreuzie. Ojciec, który przybył jej na pomoc, na próżno próbował zdjąć z córki płonącą szatę (zauważyliście, że zawsze tak jest – nigdy nie da się takiego stroju z nikogo zdjąć? Ciekawe, dlaczego...), w rezultacie sam zajął się ogniem, i oboje spłonęli. (Przynajmniej w jednym kawałku zeszli byli z tego świata, a że trochę zwęgleni...)

Ową cudowną szatę Medea posłała Kreuzie przez swoje dzieci, słodkie dziateczki, które zrobił jej po drodze z Kolchidy Jazon. Aby zatrzeć za sobą wszystkie ślady, Medea zabiła dzieciąteczka, i odleciała do Aten na rydwanie zaprzężonym w skrzydlate węże (inni mówią o rumakach, ale to zbyt banalne...) W Atenach, niestety, niezbyt się jej poszczęściło, musiała zatem wrócić do Kolchidy, gdzie, w czasie jej nieobecności, władzę przejął stryj, Perses. Medea pomogła mu pożegnać się z tym padołem łez, i na tron mógł wrócić jej ojciec, Ajetes, który wybaczył córce poćwiartowanie syna. Żyli długo i szczęśliwie, a może wciąż żyją, gdyż Medea, jako wnuczka Heliosa, jakieś prawa do nieśmiertelności pewnie miała. (However, Chris says that such kind of immortality isn't to be envied... I disagree.)

I jeszcze obrazki, takie sobie, jak na mój gust...


2 komentarze:

  1. Powiązania są jak najbardziej jasne. Medea nie tylko prowadziła niezwykły salon z sukniami ślubnymi, które zdolne były do samozapłonu (cóż za atrakcja!), ale także jako wybitna aptekarka świetnie przyrządzała różne specyfiki, no i z aptekarską dokładnością ćwiartowała swe ofiary. Jednak brzmienie jej imienia jest na tyle urokliwe, że bez najmniejszych problemów można z niego uczynić chwytliwą nazwę. Swoją drogą Med(ea) może rodzić konotacje z medycyną, co jeszcze bardziej uwiarygadnia apteki.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Etymologicznie, jak sądzę, imię Medei łączy się z czasownikiem 'medomai', obmyślać plany, podejmować decyzje, knuć (rzeczownik medea, pomysł, zamiary;aczkolwiek tak samo pisze się inny rzeczownik, oznaczający męskie jądra, wątpię jednak, by miało to jakieś powiązania z kolchidzką czarodziejką).

    OdpowiedzUsuń