wtorek, 4 grudnia 2012

Boska doktor Corday

Tak, jestem uzależniony. Tak, od Ostrego dyżuru. Uwielbiam ten serial. W odróżnieniu od polskich seriali medycznych, na które czasami zerkam, coś się w nim dzieje, jest pewna dynamika, której brakuje cukierkowym lekarzom w cukierkowych szpitalach w cukierkowych serialach polskich. Coś się dzieje, pacjenci nie leżą jak trusie w pojedynczych pokojach (gdzie tak jest w szpitalach w tym kraju, skąd polscy scenarzyści biorą takie słodkie obrazki?), czekając spokojnie na operację. W Ostrym dyżurze naprawdę ratuje się życie, trafiają tam ludzie z wypadków, trzeba reagować szybko. Trafiają też ludzie ze zwykłymi, codziennymi dolegliwościami, czasami długo czekają na lekarza, i to jest jakoś prawdziwe, nie ma żadnej idealizacji, jak w np. Na dobre i na złe. Różni pacjenci trafiają na izbę przyjęć: nie tylko 'porządni', ale i narkomani, pijani, seropozytywni, bezdomni... Scenarzyści nie boją się pokazać ciemniejszej, mnie radosnej strony życia. Wreszcie, tutaj pacjenci czasami umierają: mimo walki lekarzy i pielęgniarek, prób resuscytacji, asystolia. Koniec. Czas zgonu ogłoszony. Tak jak w życiu. Nie wszystko dobrze się kończy, jak w baśni.

Do tego wspaniali bohaterowie, przynajmniej do serii 11., dalsze nie są już tak ciekawe. Elizabeth Corday, chirurg, Angielka pracująca w Chicago (gdzie toczy się akcja serialu). Wydaje się w pewien sposób odpychająca, chłodna, zaciśnięte usta... Ale to tylko pozory, za którymi kryje się niesamowita troska o pacjenta. (Do tego ta uroda!) Tak samo jak Kerry Weaver, szefowa oddziału, surowa dla pracowników, niesamowicie oddana, czuła wręcz dla pacjentów. Mark Greene, mąż Corday, który umarł na raka mózgu: jego odchodzenie sprawiało, że płakałem przez kilka odcinków. Susan Lewis, najmniej z nich wszystkich wkurzająca, jak powiedział śp. dr Romano, w swoim czasie szef chirurgii, taki dr House w nieco bardziej wrednej wersji. Abby Lockheart, która musiała przerwać studia i pracowała kilka lat jako pielęgniarka, zanim mogła dokończyć naukę i zostać dr Lockheart. Michael Gallant, niesamowicie przeżywający śmierć swojej pacjentki, którą nie chciał zająć się kardiolog, a którego wysłano do Iraku, i wiem, że już stamtąd żywy nie wróci. Wszystko to pokazane tak, że cała załoga ER staje się wręcz moją rodziną, przeżywam ich pracę i ich życie poza pracą, ich wzajemne relacje, radości, straty i smutki. Coś jest w tym serialu, czego nie znajduję w innych.

Dr Corday
PS Podobają mi się jeszcze trzy rzeczy: że do oceny stanu pacjenta potrzeba dwóch lekarzy, co daje pewną obiektywność; że pielęgniarki są dobrze wyszkolone i mogą same robić wiele rzeczy, które w tym kraju zastrzeżone są tylko dla i tak bardzo zajętych lekarzy; że można (co pewnie wielu zgorszy) podpisać DNR, do not resuscitate, i lekarze muszą to uznać.

2 komentarze:

  1. Zawsze wiedziałam, że nie jestem sama w tym uzależnieniu :)

    Ten serial pokazuje również, że nie ma systemów idealnych. W chicagowskim szpitalu też brakuje pieniędzy, personel bywa przemęczony i arogancki, a biurokracja czasami przerasta zdrowy rozsądek. A jednak zarówno tam, jak i u nas cuda się zdarzają!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, tam też jest walka o pieniądze, to widać wyraźnie w tych seriach, gdzie dr Weaver została szefową personelu i musi się zajmować całym szpitalem: ciągle ma jakieś spotkania, zebrania etc., i ciągle chodzi o wyliczenie, żeby na wszystko starczyło. Ja skończyłem oglądanie na serii 12., kiedy dr Corday odchodzi, oskarżona o złamanie prawa, bo przeszczepiła wątrobę od zmarłego, chorego na AIDS, jego znajomemu, też choremu na AIDS. I tłumaczy, że przecież ocaliła życie pacjenta, a o to chodzi lekarzowi, do tego ustawa, pozwalająca na takie przeszczepy, czeka już tylko na podpis gubernatora. Weaver proponuje jej wtedy 'degradację', i zaczynanie całej kariery zawodowej od nowa, po 7 latach pracy! Bez niej serial wiele traci... I nowy personel, np. Ray, już taki sympatyczny nie jest. I jakoś Abby jako lekarz... przyzwyczaiłem się do niej jako do super pielęgniarki! :-) Bardziej do niej pasowało, z całym szacunkiem dla jej wiedzy i umiejętności.

    OdpowiedzUsuń