Mam wyjątkową zdolność do bycia wykorzystywanym. Poproszą mnie, abym zrobił coś za darmo, społecznie – zrobię. (Np. kiedyś w ten sposób uczyłem greki przez dwa lata.) Kiedy się okazuje, że za tę samą rzecz mogą zapłacić – znajdują kogoś innego. Pewnie powinienem być bardziej asertywny, aczkolwiek w tym kraju asertywność jest często utożsamiana z chamstwem, czy może w drugą stronę: chamstwo uważa się za asertywność.
Pewnie mógłbym być pomocą naukową na wykładach z wiktymologii: jak przyciągnąć do siebie wykorzystywaczy.
Z drugiej strony, taka naiwność w pewien sposób odpowiada logice Ewangelii, ale nie jestem aż tak święty, by stawiać się w pozycji owych cichych, których Jezus nazywa szczęśliwymi (Mt 5:5). Wtedy bowiem trzeba by uznać wykorzystywaczy za bad guys, a samego siebie za jednego z good guys. A to zawsze jest niebezpieczne.
Czy da się poprowadzić jakąś granicę? Na ile można pozwolić się wykorzystać, kiedy powiedzieć 'stop'? Czy to nie jest kwestia godności ludzkiej? Nie jestem niewolnikiem, jestem osobą, mówi Anakin na Tatooine.
Znam osoby, które uważają się za porządnych katolików, a uważają, że z przyjaźni, znajomości i wszelkich kontaktów z innymi trzeba wycisnąć, jak z cytryny, ile się tylko da. Wykorzystać i wyrzucić? Z cytryny chociaż skórkę można jeszcze zetrzeć, do ciasta... Dać się wykorzystać i wyrzucić? Jezus dał się wykorzystać i wyrzucić do samego końca, a przecież nie stracił przy tym nic ze swej ludzkiej i Boskiej godności. W Ewangelii według św. Jana jest nawet przedstawiony jako ten, który kontroluje wszystko, który jako król działa w czasie swej Męki. Czy ja tak potrafię? Dać się wykorzystać i zachować godność? Dać się wykorzystać i nie czuć potem żalu i rozgoryczenia? Bardzo to trudne.
Oto Król twój przychodzi, zwycięski, pokorny... (Za 9:9)
Jestem jak niemy, co ust nie otwiera, stałem się jak człowiek, który nie słyszy, i brak mu w ustach odpowiedzi. Bo Tobie ufam, Panie, Ty, Panie, Boże mój, odpowiesz. (Ps 38:13-15)
Ewangelie jednak przekazuję też wiele momentów, kiedy Jezus odmawiał w sposób bardzo stanowczy, a nawet nieuprzejmy (pamiętny epizod z Syrofenicjanką).
OdpowiedzUsuńStanowcza asertywna odmowa chyba czasami też jest aktem miłości.
Tak, ale później, przy tejże Syrofenicjance, pokazuje Boskie poczucie humoru, na jej inteligentną odpowiedź.
OdpowiedzUsuńPS Fajnie, że się odezwałeś; jak żyjesz?
Natomiast mieszkańcom Nazaretu zabrakło takiej inteligencji, więc ich oczekiwanie spektakularnego cudu nie zostało zrealizowane.
OdpowiedzUsuńJuż biorę się za pisanie maila.
Pewnie mieli zbyt roszczeniowe podejście... a kobieta, mimo wszystko, błagała.
OdpowiedzUsuń