piątek, 9 grudnia 2011

Kogo tam nie ma!

Na Facebooku. (Już chyba kiedyś o tym pisałem? Mnie nie ma.) Najwięcej chyba dominikanów, niemal każdy, którego znam, jest na „fc” i gorliwie z niego korzysta. Czy tak będą wyglądały międzyludzkie kontakty w przyszłości?

Szczerze mówiąc, nieco mnie dziwi (niepokoi) takie (nad)używanie Facebooka w zakonie. Czy nie jest to trochę upodabnianie się do świata, przed którym przestrzega Apostoł (Rz 12:2)? Internet jest ważnym medium, nie da się go dziś pominąć, i dużo dobrego można przezeń zdziałać, niewątpliwie, ale czy nie jest w tym konieczny pewien umiar?

Jeśli dobrze się orientuję, w nowicjacie bracia nie mają dostępu do sieci, telefonów komórkowych... Potem, po roku, nagle się to zmienia, można rzucić się w elektroniczny wir. Mejle, komunikatory, strony społecznościowe... Trochę mnie to przeraża (jak wszystko, co ma związek z techniką), chociaż i sam nie jestem tu bez winy – aczkolwiek ja nie składałem ślubów ubóstwa, a więc jakiegoś wyrzekania się świata, ogołocenia z tego wszystkiego, w czym zanurzony jest świecki człowiek. Czy zakonnicy nie mają być znakiem przemiany, znakiem królestwa niebieskiego, pośród tego świata? Pokazywać swoim istnieniem, że oprócz tego, co na tym świecie, są inne jeszcze dobra, do których wzywa Bóg, przez przemianę umysłu (cf. Rz 12:2)? Jak ma dzisiaj wyglądać wyrzeczenie się świata ze względu na królestwo niebieskie (cf. prefacja o świętych dziewicach i zakonnikach)?

Takie np. karmelitanki w Adwencie i w Wielkim Poście w ogóle rezygnują z wszelkiej korespondencji, tej tradycyjnej i tej elektronicznej (do której zresztą ma na ogół dostęp tylko jedna siostra, więc używa się mejli bardziej do spraw klasztornych niż prywatnych, chociaż są i wyjątki).

2 komentarze:

  1. Panie Marcinie!
    Z jednej strony ma Pan rację. Z drugiej jednak, choć Facebook nigdy nie zastąpi prawdziwego kontaktu, to po prostu ułatwia życie. Moja uczelnia (i wszystkie możliwe studenckie organizacje, włączając w to Catholic Students Union)używa go po prostu jako środka komunikacji - szybszego i mniej kłopotliwego niż wysyłanie maili (że o listach nie wspomnę). Może dominikanie na Facebooku starają się mówić językami? Wydaje mi się, że taki właśnie Kościół - dostępny i aktywny w naszym codziennym życiu ma większe szanse trafić do mojego pokolenia niż zakonnicy zamknięci w klasztorze, próbujący uciekać od zmian, którym nie da się zapobiec albo, co gorsza, bojący się ich. Myślę, że dla wielu odkrywanie dóbr spoza tego świata może zacząć się właśnie dzięki sensownemu zaangażowaniu Kościoła w to, co na nim - wliczając w to serwisy społecznościowe (a ostatnio chyba nawet poczynając od nich). Pozdrawiam serdecznie,
    Marta Jadwiga

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga pani, zgadzam się - i wspomniałem o tym w tekście - że dużo dobrego można zdziałać przez internet, chodzi mi tylko o zachowanie zdrowego umiaru. Kilka(naście?) lat temu Timothy Radcliffe, ówczesny generał dominikanów, był bardzo zdziwiony, że jego polscy współbracia ciągle wysyłają mejle. Sam się dziwię, kiedy dostaję mejle pisane w środku nocy, która, jak sądzę, służyć ma do spania, ew. do modlitwy (w zakonach mniszych). Od zmian uciekać nie trzeba (chyba że jest się starym i zelfiałym jak ja), ale trzeba zachować umiar, tak jak we wszystkim.

    OdpowiedzUsuń