Kiedy aniołowie opuszczają pasterzy – gaśnie blask chwały Bożej, w której kręgu pasterze na chwilę się znaleźli – ci mówią do siebie nawzajem: Przejdźmy aż do Betlejem i zobaczmy to słowo, które się stało i wciąż jest, a które Pan dał nam poznać (Łk 2:15; przekład mój). Zobaczyć słowo. W Apokalipsie Jan będzie się odwracał, by zobaczyć głos (Ap 1:12). W Ewangelii według Łukasza mowa jest o ῥῆμα. Z tego samego rdzenia pochodzi też łacińskie verbum czy gockie waurd; w gramatyce rhema oznacza czasownik. Inne to zatem słowo, niż Logos z prologu św. Jana. To, że pasterze chcą zobaczyć słowo, to hebraizm (wiele ich – co zdumiewa – u Łukasza). Rhema ma tu odpowiadać hebrajskiemu dawar. Słowo jest jednocześnie wydarzeniem: dawar ma oznaczać ‘temat’ wypowiedzi, to, o czym się mówi – a więc jakąś rzecz czy jakieś wydarzenie. Dla Boga słowo jest jednocześnie działaniem (ciekawostka: w jednej z tragedii Ajschylosa pojawia się idea myśli boskiej, myśli Dzeusa, która od razu staje się rzeczywistością.) Zobaczmy Słowo, które się stało – człowiekiem, i wciąż nim jest, a które Pan dał nam poznać.
Leon Wielki w swoim kazaniu, czytanym w wigilijnej modlitwie czytań Narodzenia Chrystusowego, powiada, iż jesteśmy w Chrystusie novum figmentum. Od czasownika fingo pochodzi figmentum; fingo zaś z tego samego rdzenia, co np. angielskie dough, czyli ciasto. Ów rdzeń, *dheigh-, oznacza formowanie, lepienie, kształtowanie z jakiejś mokrej, mazistej substancji – np. z gliny, z której robi się naczynie, czy z ciasta, z którego robi się bochenek. (Żeby było jeszcze ciekawiej, z tegoż to rdzenia pochodzi słowo, które w grece i łacinie chrześcijańskiej oznacza raj – paradeisos, paradisus – samo zaś słowo trafiło do tych języków z perskiego, oznaczało ogród, park, wokół którego zbudowano – ceglany – mur.) W ostatnich dniach Adwentu przypominaliśmy sobie, że Bóg człowieka ukształtował, uformował, z mułu, z gliny (cf. antyfona O Rex gentium). W Bożym Narodzeniu, kiedy sam Bóg staje się człowiekiem, formuje dla samego siebie ludzkie ciało, my także mamy szansę na nowe ukształtowanie; Pan na nowo nas lepi z pokruszonych kawałków.
Mówi się czasami o magii świąt Bożego Narodzenia. Na ogół, jak sądzę, ludzie mają wtedy na myśli kolorowe, migające lampki, choinkę, zapachy i smaki świątecznej kuchni, prezenty, zaprzęg reniferów na tle księżyca, skąpców, którzy stają się życzliwi, etc., etc. Magia. Porządni katolicy, rzecz jasna, powinni się obruszyć, rzucić kilka gromów, wszak magia jest szatańska, zła i zakazana. Etymologicznie jednak magia – jak możemy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, chociaż sanskryt trochę nam tu miesza – oznacza działanie mocy, wielkiej mocy, często większej niż ludzka. Z rdzenia *magh- pochodzi i polskie mogę, i angielskie may (staroangielskie mæg), i – tu właśnie jest to duże prawdopodobieństwo – perskie mogu-, z którego mamy w grece magos, w łacinie magus, z którymi to spotkamy się jeszcze 6 I. Boże Narodzenie to święto wielkiej mocy (nie mylić z Wielką Nocą), którą objawia Wszech-mogący. Bo wielką, zaiste, trzeba mieć moc, aby, będąc Nieogarnionym, zmieścić się w ograniczonym i słabym ludzkim ciele, istniejąc poza czasem, nagle się poddać jego prawom, ożywiając cały kosmos, nagle zdać się na mleko matki...
Leon Wielki w swoim kazaniu, czytanym w wigilijnej modlitwie czytań Narodzenia Chrystusowego, powiada, iż jesteśmy w Chrystusie novum figmentum. Od czasownika fingo pochodzi figmentum; fingo zaś z tego samego rdzenia, co np. angielskie dough, czyli ciasto. Ów rdzeń, *dheigh-, oznacza formowanie, lepienie, kształtowanie z jakiejś mokrej, mazistej substancji – np. z gliny, z której robi się naczynie, czy z ciasta, z którego robi się bochenek. (Żeby było jeszcze ciekawiej, z tegoż to rdzenia pochodzi słowo, które w grece i łacinie chrześcijańskiej oznacza raj – paradeisos, paradisus – samo zaś słowo trafiło do tych języków z perskiego, oznaczało ogród, park, wokół którego zbudowano – ceglany – mur.) W ostatnich dniach Adwentu przypominaliśmy sobie, że Bóg człowieka ukształtował, uformował, z mułu, z gliny (cf. antyfona O Rex gentium). W Bożym Narodzeniu, kiedy sam Bóg staje się człowiekiem, formuje dla samego siebie ludzkie ciało, my także mamy szansę na nowe ukształtowanie; Pan na nowo nas lepi z pokruszonych kawałków.
Mówi się czasami o magii świąt Bożego Narodzenia. Na ogół, jak sądzę, ludzie mają wtedy na myśli kolorowe, migające lampki, choinkę, zapachy i smaki świątecznej kuchni, prezenty, zaprzęg reniferów na tle księżyca, skąpców, którzy stają się życzliwi, etc., etc. Magia. Porządni katolicy, rzecz jasna, powinni się obruszyć, rzucić kilka gromów, wszak magia jest szatańska, zła i zakazana. Etymologicznie jednak magia – jak możemy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, chociaż sanskryt trochę nam tu miesza – oznacza działanie mocy, wielkiej mocy, często większej niż ludzka. Z rdzenia *magh- pochodzi i polskie mogę, i angielskie may (staroangielskie mæg), i – tu właśnie jest to duże prawdopodobieństwo – perskie mogu-, z którego mamy w grece magos, w łacinie magus, z którymi to spotkamy się jeszcze 6 I. Boże Narodzenie to święto wielkiej mocy (nie mylić z Wielką Nocą), którą objawia Wszech-mogący. Bo wielką, zaiste, trzeba mieć moc, aby, będąc Nieogarnionym, zmieścić się w ograniczonym i słabym ludzkim ciele, istniejąc poza czasem, nagle się poddać jego prawom, ożywiając cały kosmos, nagle zdać się na mleko matki...
Panie Marcinie,
OdpowiedzUsuńSkładając Panu serdeczne życzenia błogosławieństwa nowonarodzonego Pana, chciałbym jednocześnie zapytać o pewien problem filologiczny. Benedykt XVI przedostatni akapit swojej nocnej homilii poświęcił słowom kończącym ewangeliczną perykopę. W obecnym polskim tłumaczeniu, jak i w tłumaczeniach na wiele innych języków współczesnych, aniołowie głoszą „pokój ludziom w których [Bóg] ma upodobanie”. Papież podaje tą wersję, a jednocześnie przypomina, że tradycja łacińska, idąc za św. Hieronimem mówi o „ludziach dobrej woli”, poczem przedstawia piękną interpretacje wzajemnego uzupełniania się tych dwóch znaczeń, wykluczających z jednej strony kwietyzm, a z drugiej arianizm.
Skoro jednak św. Łuksza pisał po grecku, to czy z filologicznego punktu widzenia oba sensy są jednakowo uprawnione?
Pozdrawiam
Petrus Armoracia
P.S. I jeszcze mała uwaga. W dawniejszym zwyczaju rzymskim już dzisiaj, w uroczystość Bożego Narodzenia, mamy wyraźne wychylenie się ku Epifanii. Mszalne ordo tej formy rytu przewiduje tzw. ostatnią ewangelię, odczytywaną przez celebransa już po rozesłaniu i błogosławieństwie. Zazwyczaj jest to prolog ewangelii janowej. Ponieważ jednak jest to perykopa dzisiejszej mszy dziennej, więc na jej zakończenie odczytuje się mateuszową ewangelię o magach, przeznaczoną na 6 stycznia.
Mała poprawka. Chodziło mi nie o arianizm a, oczywiście, o pelagianizm.
OdpowiedzUsuńPA
Dziękuję za życzenia, panie Piotrze!
OdpowiedzUsuńZ tym fragmentem Łukasza jest w ogóle tak (wstawię tu fragment z komentarza, który pisałem dla dominikanie.pl):
chwała na wysokości Bogu – raczej stwierdzenie faktu, niż wyrażenie życzenia – narodził się Chrystus, i to przynosi Bogu chwałę (wers 14)
pokój – w semickim rozumieniu to także szczęście, bezpieczeństwo, pomyślność (wers 14)
ludziom dobrej woli – dosł. w ludziach upodobania (eudokia) [Bożego], czyli takich, dla których Bóg chce dobrze, czego znakiem jest narodzenie Zbawiciela; wariant niektorych rękopisów: na ziemi pokój, dla ludzi szczęście, przyjemność (takie też jest znaczenie eudokia) – ponieważ narodził się Zbawca.
Egzegeci uważają, że sam zwrot 'anthropoi eudokias' to hebraizm; eudokia to upodobanie, znajdywanie w kimś lub w czymś przyjemności; czasownik eudokeo pojawia się w scenie chrztu Jezusa i Jego Przemienieniu: Bóg mówi: eudokesa, upodobałem sobie, znalazłem przyjemność i radość, w Nim. Stąd 'anthropoi eudokias' ma znaczyć 'ludzie, w których Bóg znajduje przyjemność i radość'. (Trzeba jednak zauważyć, że o Bogu tu właściwie nie ma mowy, a czasownik eudokeo może się też odnosić do czegoś złego, np. można mieć upodobanie, znajdować przyjemność, w niegodziwości, takie użycie w NT też się pojawia.) Myślę, że Hieronim nie wziął tego zwrotu za hebraizm, przyjął znaczenie eudokia jako dobra (eu) wola (dokeo, myśleć, wyrażać opinię), dobre myślenie. To tłumaczenie pojawia się już przed Hieronimem, w Vetus Latina, i w łacińskich przekładach Ireneusza. Być może już w czasach Hieronima było ono uświęcone tradycją - liturgiczną także? - i dlatego je zachował? W każdym razie, tłumaczenie jako 'bona voluntas' jest uprawnione, aczkolwiek pierwsze znaczenie eudokia to właśnie upodobanie, odczuwanie przyjemności i radości (grecki słownik Liddella i Scotta, najlepszy ze słowników, tłumaczy: satisfaction, approval, i, podając cytaty biblijne (LXX i NT), dodaje: especially of God).
Taka różnica w tłumaczeniach jest też np. przy 'Ojcze nasz': nie wódź nas na pokuszenie vs. nie dozwól, abyśmy ulegli pokusie, i pewnie jeszcze kilka przykładów można znaleźć.
Zajrzałem do gockiego przekładu - Wulfila tłumaczył bezpośrednio z greki, znał wprawdzie łacinę, ale kształcony był bardziej w kręgach kultury greckiej - i jest 'dobrej woli'.
OdpowiedzUsuńRozmawiałem właśnie o tłumaczeniu z moim angielskim przyjacielem, który ma wykształcenie o wiele lepsze niż moje w kwestiach biblijnych. Zastanawiał się, w jakich kontekstach eudokia pojawia się w pismach Łukasza. Jeśli dobrze sprawdziliśmy, jest jeszcze tylko w Łk 10:21, co Wulgata tłumaczy jako 'quia sic placuit ante te' - po grecku jest dosłownie: w ten sposób stała się eudokia przed Tobą/przed Twoim obliczem (Jezus mówi do Ojca). Wygląda to mi też na semityzm; jeden z angielskich przekładów oddaje to jako "taka była Twoja łaskawa wola". Tu wyraźnie eudokia odnosi się do Boga, więc tłumaczenie nie sprawia problemu. W hymnie aniołów możliwe są dwie interpretacje - być może to nie przypadek :-)
OdpowiedzUsuń