Wczoraj, ponieważ studenci odwołali gocki (trudności z dojazdem), obejrzałem sobie dwa odcinki „Dumy i uprzedzenia” (BBC). (Swoją drogą, w tym kraju trudno znaleźć miłośników Jane Austen, są tylko miłośniczki. Ale gdzie indziej też nie jest łatwo. Jedyny chyba, prawdziwy miłośnik panny Austen, jakiego spotkałem, to wspominany już kilkakrotnie mój przyjaciel, angielski ksiądz, Chris. Umiał czytać np. Persuasion na plaży w San Diego... ku zdumieniu znajomych.)
Ale wróćmy do „Dumy i uprzedzenia”: tańce. Po raz kolejny urzekły mnie tańce tamtych czasów, całe korowody, figury, ukłony, zmiany stron, szeregi, czwórki, etc., etc., w balowej sali. To było coś, a nie jakieś żałosne tango czy walc, o potrząsaniu głową i biodrami w rytm disco nawet nie wspomnę, bo tańcem trudno to nazwać. Cały towarzyski rytuał taneczny. Aż przyjemnie popatrzeć, i na sam taniec, i na stroje, wszystko na swoim miejscu. Ale te czasy już minęły...
Ale wróćmy do „Dumy i uprzedzenia”: tańce. Po raz kolejny urzekły mnie tańce tamtych czasów, całe korowody, figury, ukłony, zmiany stron, szeregi, czwórki, etc., etc., w balowej sali. To było coś, a nie jakieś żałosne tango czy walc, o potrząsaniu głową i biodrami w rytm disco nawet nie wspomnę, bo tańcem trudno to nazwać. Cały towarzyski rytuał taneczny. Aż przyjemnie popatrzeć, i na sam taniec, i na stroje, wszystko na swoim miejscu. Ale te czasy już minęły...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz