Rzadko się tacy zdarzają. Ale u mnie w parafii taki akurat jest. (Chyba ma na imię Jacek i pracuje gdzieś jeszcze, nie wiem, w jakim charakterze, więc nie zawsze jest i wtedy trafiają się zastępstwa.) Nie zagłusza ani organami, ani śpiewem. (Ma ładny głos.) Zaczyna grać pieśń na wejście zanim jeszcze kapłan wyjdzie z zakrystii, a nie tak, jak niektórzy, zaczynający śpiew na wejście dopiero wtedy, kiedy kapłan stoi przy ołtarzu. Śpiewa psalmy na różne melodie. A nade wszystko: dobiera pieśni do liturgii i nie gra ciągle tych samych. Jakże ucieszyło się moje serce, kiedy 6 stycznia na Komunię zagrał hymn Wy, którzy Pana szukacie! (Wiem, to hymn z brewiarza, ale wobec braku pieśni na Objawienie Pańskie chyba lepiej go zaśpiewać niż Lulajże, Jezuniu.)
Dziś na wejście była pieśń: Cały świat niech śpiewa tę pieśń: Panem naszym Bóg. Niby nic nadzwyczajnego, ale proszę spojrzeć na dzisiejszą antyfonę na wejście w mszale (mam zwyczaj sprawdzać tę antyfonę, i drugą, na Komunię, przed wyjściem na mszę): Niechaj Cię wielbi, Boże, cała ziemia i niechaj śpiewa Tobie, * niech wysławia Twoje imię, o Najwyższy (Ps 66:4). Pieśń na wejście była dopasowana, na ile się dało, do tej antyfony. Powiecie pewnie, że tego nikt nie zauważył poza szaleńcem takim jak ja. Bóg też to zauważył. No i sam organista. Piękny przykład liturgicznego wyczucia. (O mnie różne osoby mówią, że mam wyczucie liturgiczne, więc myślę, że potrafię je u innych zauważyć.) Na Komunię była jakaś nieznana mi pieśń, byłem zbyt rozproszony, by zwrócić na nią uwagę, więc nie wiem, na ile odpowiadała którejś z dwóch antyfon komunijnych. W każdym razie, bardzo się cieszę z muzyki na dzisiejszej mszy, jak i cieszę się z dzisiejszych czytań.
A kolęda była na zakończenie. Tryumfy Króla niebieskiego.