niedziela, 20 lutego 2011

Święci zapoznani, święci nieznani (x)

Św. Krzysztof (jeżeli w ogóle istniał) nie jest właściwie świętym zapoznanym, często można zobaczyć jego wizerunki w samochodach, gdyż czczony jest jako patron kierowców. (Prawdopodobnie wzięło się to z popularnego przekonania, że ten, kto zobaczy danego dnia wizerunek św. Krzysztofa, nie umrze w tymże dniu. Może ktoś kiedyś prowadził badania, czy ci, którzy giną w wypadkach samochodowych, mają w swoich autach obrazek św. Krzysztofa?) Niemniej jednak, postanowiłem o nim napisać z dwóch powodów. Primo, w moim życiu ważną rolę odgrywa trzech Christopherów, odpowiednio: Chris I, Chris II i Chris III. (Oprócz nich znajdzie się jeszcze kilku Krzysztofów wśród moich uczniów.) Secundo, jego żywot znajduje się w manuskrypcie, który zawiera „Beowulfa”. Ten manuskrypt nieustannie budzi zaciekawienie uczonych, różne są teorie co do jego powstania – obok „Beowulfa” i historii św. Krzysztofa mamy w nim jeszcze poemat o biblijnej Judycie, „Cuda Wschodu” (z kolorowymi obrazkami!) i (fikcyjny) „List Aleksandra do Arystotelesa”. Zestawienie, zaiste, ciekawe. Niektórzy uważają, że wszystkie te teksty mówią o jakichś potworach (Beowulf walczy m.in. z Grendelem i ze smokiem, w historiach ze Wschodu pojawiają się różne dziwaczne stwory; zagadka: kto znajdzie potwora przy Judycie?) – Krzysztof bowiem, według legendy, był olbrzymem, a czasami przedstawiany jest też w sztuce z psią głową. Inni z kolei uważają, że owa antologia staroangielska jest dziełem przypadku. I tak się będą spierać aż do końca świata.

Najbardziej chyba znana historia, związana z tym świętym, mówi o Dzieciątku Jezus (jak mawiają niektórzy księża, Dzieciątku Pan Jezus), które Krzysztof miał przenieść na własnych ramionach przez rzekę. Dziecię okazało się przeraźliwie ciężkie, i wyjaśniło zdumionemu mężczyźnie, że dźwiga cały świat i Tego, który świat trzyma w dłoni. Tym samym, historyjka ta wyjaśnia imię świętego: niosący Chrystusa, Χριστόφορος.

(Hi, Chris! Hope you’re OK.  Now it’s my turn to have bad days...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz