niedziela, 22 czerwca 2025

Więcej momentów

Pisząc o czterech ważnych momentach, wydarzeniach w moim życiu, nie wspomniałem pewnie kilku innych, równie ważnych, jak np. pierwszego kontaktu z Tolkienem w chyba 1984 roku. Koleżanka z klasy pożyczała mi kolejne tomy Władcy Pierścieni, bo o własnym egzemplarzu mogłem wtedy tylko marzyć (zdobyłem go kilka lat później). A do Tolkiena doszedłem przez króla Artura: w telewizji szedł wtedy serial o nim, nigdy już więcej, nie wiedzieć czemu, nie powtarzany, i bardzo nas, czyli część klasy, wciągnął. Okazało się, że ktoś miał książkę R. L. Greena o królu Arturze, zaczęliśmy czytać, a od Merlina już tylko jeden krok był do Gandalfa.

Nie pisałem o tym poprzednio, bo, chociaż Tolkien bardzo wpłynął na moje życie, tolkienistą już chyba nie jestem, moje zainteresowanie osłabło, kiedy okazało się, że stał się taki popularny i każdy prawie zajmuje się Tolkienem. To po co ja tam jeszcze...

Msza znowu byle jak odprawiana, kazanie długie i nudne (po co cała wstawka o Hermaszewskim?). Żeby chociaż skłony robili odpowiednio przy ołtarzu... ze czcią dla Pana. Tyle tylko, że była III Modlitwa Eucharystyczna zamiast nieśmiertelnej II.

Tako rzecze Lómendil: Ludzie optymistyczni są bardzo męczący.

Święci Janie i Tomaszu z Anglii, módlcie się dziś za nami.

2 komentarze:

  1. Wiesz, że nie mam pojęcia o Tolkienie, że nigdy nie czytałam jego książek?
    Czy powinnam nadrobić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy, czy lubisz baśnie i opowieści rycerskie. Jeśli tak, to warto Tolkiena poczytać, Władcę Pierścieni. Ale są osoby, które tego typu opowieści nużą– na przykład moja profesor Anna Świderkówna nigdy Tolkiena nie przeczytała, chociaż próbowała. Najlepiej byłoby pożyczyć, przeczytać ze dwa albo trzy rozdziały, powiedzmy dwa początkowe, i potem przeskoczyć sobie gdzieś w połowę książki tam przeczytać jeden rozdział, żeby zobaczyć czy Cię to wciąga.

      Usuń