Z imionami trzeba ostrożnie, chociaż mało kto już o tym wie i pamięta: wybiera się imiona zwykle według mody, a nie ich znaczenia. (Czym się jednak kierują ludzie, którzy nazywają kota Grendelem, nie wiem.) Wśród studentów poruszenie wywołuje wiadomość, że ich imiona coś znaczą, że są 'mówiące'. W nowicjacie czasami ma miejsce, rzec można, walka na imiona: A twoje imię jest pogańskie! (przykład: Martinus) – A twoje odmienia się według deklinacji żeńskiej! (przykład: Andreas)
A skoro o imionach, to wszystkim ku przestrodze pragnę napisać, że nie wystarczy do polskiej wersji imienia dodać końcówki -us, aby otrzymać wersję łacińską (przykład nieco drastyczny: Rafał). Życie imion bywa nieco bardziej skomplikowane.
Może ci ludzie chcą kota bez łapy? Hmmmm....
OdpowiedzUsuńNikt się nie zastanawiał nad znaczeniem mojego imienia, "ładne" było i tyle, tak? A jeśli On zna nas po imieniu zanim nas nazwą (albo nawet czasem ochrzczą :) - czy On chciał, żebym była chodzącym przypomnieniem (przede wszystkim sobie!) Jego Łaski? Czy imię może być zadaniem?
A skoro komentuję to hurtem do poprzedniego: mirabile visu. :) U mnie też kwitnie.
Oby tylko bez łapy, a nie ludojada! Chyba że to tygrys, nie zwykły kot.
UsuńJa lubię myśleć o nadawaniu imion jako o wyrażaniu życzenia: żeby ktoś odzwierciedlał w życiu jego znaczenie albo naśladował świętego. Dziecko może być z wdzięczności nazwane Teodorem, darem Boga albo dla Boga, czy Teresą na cześć świętej z Awili, etc. W końcu imię i jego patron towarzyszą nam całe życie.
Tak samo podchodzę do imion dla zwierząt, chociaż raczej na wyrost mój pies został Huanem... Owszem, wierny, ale mało odważny.
Do takiego wybierania/nadawania (ludziom) imion potrzebna jest wiara rodziców. A przynajmniej wiedza lingwistyczna :)
OdpowiedzUsuńMój jest po hobbicku Brownie :) pies znaczy. Wzrost też ma kieszonkowy, za to grubość prawdziwie hobbicka. I odwaga też. W potrzebie zeżarłby pół świata w mojej obronie, zanim ktoś by go kopnął. :P
Acha. Nie jestem automatem. :mina pełna godności: