Dziś dzień wielkiego świętego, Marcina z Tours, biskupa, pierwszego, według tradycji, spośród wyznawców Kościoła zachodniego, i mojego chrzcielnego (lubię ten przymiotnik) patrona. Kiedyś ukazał mu się szatan w królewskiej purpurze i złocie, i przedstawił jako Chrystus. Marcin długo milczał, a w końcu, poznawszy, że ma do czynienia z diabłem, powiedział: Ja nie uwierzę, że to jest Chrystus, jeśli nie przyjdzie w tym stroju i w takiej postaci, w jakiej był umęczony, i jeśli nie będzie miał znaków z krzyża.
Zaiste, w wizji Apokalipsy Chrystus-Baranek stoi, czyli żyje, w chwale nieba, obdarzony pełnią władzy, ale jest jednocześnie jak zabity, bo zachował przecież znaki męki: przebite ręce, nogi i bok (Ap 5:6; J 20:20). Oczekiwanie św. Marcina zakorzenione jest w Piśmie: Chrystus zmartwychwstały jest też Chrystusem ukrzyżowanym.
Martine, confessor Dei,
valens vigore spiritus,
carnis fatiscens artubus,
mortis futurae praescius,
per te quies sit temporum,
vitae detur solacium,
pacis redundet commodum,
sedetur omne scandalum,
et caritatis gratia
sic affluamus spiritu,
quo corde cum suspiriis
Christum sequamur intimis.
+ + +
Martine, confessor Dei,
valens vigore spiritus,
carnis fatiscens artubus,
mortis futurae praescius,
per te quies sit temporum,
vitae detur solacium,
pacis redundet commodum,
sedetur omne scandalum,
et caritatis gratia
sic affluamus spiritu,
quo corde cum suspiriis
Christum sequamur intimis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz