Pisałem, że wierzę, iż to Duch Święty, poprzez kardynałów, wskazał i wybrał papieża Franciszka. Duch zadecydował, że w tym czasie takiego papieża Kościołowi potrzeba, a my, w pokorze, ten wybór samego Ducha powinniśmy przyjąć. Wciąż tak uważam. W jakiś sposób Duch działa i chce działać przez Franciszka. Pewne gesty i działania papieża (czasami bezmyślnie nagłaśniane przez media jako sensacyjne) pokazują owo tchnienie Ducha, Jego popychanie do wyjścia i głoszenia Ewangelii.
Porównuje się często Franciszka do Jana XXIII i do Jana Pawła II. To prawda, 'styl' obecnego papieża jest zupełnie inny niż Benedykta XVI, jego poprzednika. Franciszek jest, można powiedzieć, ekstrawertykiem, w pewien sposób nawet ekstra-ekstrawertykiem, nieco nawet teatralnym, na wzór Jana Pawła II, który był bardziej 'na zewnątrz' niż 'wewnątrz' Kościoła. Chce wyjść do całego świata i głosić Ewangelię, w prostocie, tak jak Apostołowie i naśladujący ich św. Franciszek z Asyżu. To jest ważne, to jest dobre, to jest to, do czego Kościół jest zobowiązany przez swego Pana (Mt 28:19-20; Mk 16:15; Dz 1:8). Franciszek jest świadomy, że Kościół nie ma głosić samego siebie, ale samego Chrystusa i Jego krzyż, jak mówił w homilii na mszy dla kardynałów, w dzień po wyborze. Ma głosić nieskończone miłosierdzie Boże. (Jak pisał angielski poeta, Robert Herrick, miłosierdzie Boże jest jak ocean, którego fale wciąż wsiąkają w nadmorski piasek, ale ich obfitość nie zmniejsza się.)
W niektórych psalmach radość miesza się ze smutkiem, błaganie o pomoc z dziękczynieniem. I chyba tak można spojrzeć na pontyfikat obecnego papieża.
W pontyfikacie Franciszka, obok tej radości, o której pisałem wyżej, jest jednak i smutek, smutek zaniedbanej liturgii. I nie chodzi mi tu o rodzaj ornatu, ani nawet nie o to, że nie rozkłada rąk, kiedy mówi Pokój Pański, ani o to, że przy epiklezie kładzie rękę na kielichu. Bardziej zastanawia mnie tendencja do skracania liturgii. W mszy na rozpoczęcie pontyfikatu obrzęd nałożenia paliusza i pierścienia znowu włączono do mszy, Ewangelię odczytano tylko po grecku (kto z was, czytających te słowa, ją zrozumiał bez pomocy tłumacza?), nie było procesji z darami. W wigilię wielkanocną skrócono liturgię słowa o jedno czytanie. Objęcie papieskiej katedry, bazyliki św. Jana na Lateranie, także włączono w obrzędy mszy, chociaż tak wyraźnie przed konklawe zapowiadano, że wszystkie tego typu obrzędy mają być poza mszą. (Na swego rodzaju pociechę można powiedzieć, że Benedykt XVI oddzielił obrzęd kanonizacji od mszy dopiero na sam koniec swego pontyfikatu, po ośmiu niemal latach.) Czemu ma służyć takie skracanie liturgii, sprawowanie jej niemal z zegarkiem w ręku? Czy chodzi o to, żeby wierni się nie nudzili?
Homilie papieskie są krótkie, nie chodzi więc o skrócenie liturgii po to, żeby papież mógł wygłosić długie kazanie. Widać szczerą pobożność i pokorę papieża wobec Ciała i Krwi Pańskiej: to, jak patrzy na Hostię, jak przemawia do konsekrowanego Chleba i Wina, widząc w nich, wierząc mocno, że jest w nich Pan, kiedy mówi Panie Jezu Chryste. Przy ołtarzu staje się skupiony, w jakiś sposób oderwany od tego, co wokół. Nie wydaje się zatem, że skraca liturgię dlatego, że jej nie przeżywa. Przeżywa ją tak mocno, że jest dla niego wielkim wysiłkiem takie skupienie, i dlatego skraca liturgię, bo go, w pozytywnym sensie, wyczerpuje? Czy jednak chodzi o ludzi: mogą się nudzić? Mogą nie rozumieć nic z liturgii? Pragną innego rodzaju kontaktu – z Bogiem? Z papieżem?
Święty Sobór Watykański II naucza, że liturgia nie wyczerpuje całej działalności Kościoła, który przecież także głosi Chrystusa, wzywa do wiary i pokuty, uczy spełniać Ewangelię miłości (Sacrosanctum Concilium 9). Ale tenże Sobór naucza także, że liturgia jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i źródłem, z którego wypływa moc Kościoła (SC 10). Po to głosi się Chrystusa, aby wierni mogli się z Nim zjednoczyć w Świętej Ofierze, oddając Ojcu najwyższą cześć i uwielbienie: Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący (…) wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków. Jednocześnie to doskonałe uwielbienie Boga ma nas zjednoczyć w miłości i dać siłę na głoszenie Ewangelii. Swego rodzaju sprzężenie zwrotne. Nie można żałować czasu dla Boga, jeśli chcemy mieć czas dla ludzi, dla głoszenia im tegoż Boga. Głosić przecież trzeba Tego, którego się zna, z którym się żyje, a z którym najpełniejszy kontakt mamy przez Eucharystię, Jego Ciało i Krew.
PS Na jedną rzecz zwrócić warto uwagę: przy błogosławieństwie Franciszek robi wyraźne znaki krzyża, inaczej niż jego dwaj poprzednicy. Zawsze chciałem widzieć krzyż, kreślony ręką kapłana czy biskupa, a nie jakieś nie do końca wyraźne znaki. Co do układu palców już nie będę narzekał, bo tego od dawna nikt nie pamięta.
Porównuje się często Franciszka do Jana XXIII i do Jana Pawła II. To prawda, 'styl' obecnego papieża jest zupełnie inny niż Benedykta XVI, jego poprzednika. Franciszek jest, można powiedzieć, ekstrawertykiem, w pewien sposób nawet ekstra-ekstrawertykiem, nieco nawet teatralnym, na wzór Jana Pawła II, który był bardziej 'na zewnątrz' niż 'wewnątrz' Kościoła. Chce wyjść do całego świata i głosić Ewangelię, w prostocie, tak jak Apostołowie i naśladujący ich św. Franciszek z Asyżu. To jest ważne, to jest dobre, to jest to, do czego Kościół jest zobowiązany przez swego Pana (Mt 28:19-20; Mk 16:15; Dz 1:8). Franciszek jest świadomy, że Kościół nie ma głosić samego siebie, ale samego Chrystusa i Jego krzyż, jak mówił w homilii na mszy dla kardynałów, w dzień po wyborze. Ma głosić nieskończone miłosierdzie Boże. (Jak pisał angielski poeta, Robert Herrick, miłosierdzie Boże jest jak ocean, którego fale wciąż wsiąkają w nadmorski piasek, ale ich obfitość nie zmniejsza się.)
W niektórych psalmach radość miesza się ze smutkiem, błaganie o pomoc z dziękczynieniem. I chyba tak można spojrzeć na pontyfikat obecnego papieża.
W pontyfikacie Franciszka, obok tej radości, o której pisałem wyżej, jest jednak i smutek, smutek zaniedbanej liturgii. I nie chodzi mi tu o rodzaj ornatu, ani nawet nie o to, że nie rozkłada rąk, kiedy mówi Pokój Pański, ani o to, że przy epiklezie kładzie rękę na kielichu. Bardziej zastanawia mnie tendencja do skracania liturgii. W mszy na rozpoczęcie pontyfikatu obrzęd nałożenia paliusza i pierścienia znowu włączono do mszy, Ewangelię odczytano tylko po grecku (kto z was, czytających te słowa, ją zrozumiał bez pomocy tłumacza?), nie było procesji z darami. W wigilię wielkanocną skrócono liturgię słowa o jedno czytanie. Objęcie papieskiej katedry, bazyliki św. Jana na Lateranie, także włączono w obrzędy mszy, chociaż tak wyraźnie przed konklawe zapowiadano, że wszystkie tego typu obrzędy mają być poza mszą. (Na swego rodzaju pociechę można powiedzieć, że Benedykt XVI oddzielił obrzęd kanonizacji od mszy dopiero na sam koniec swego pontyfikatu, po ośmiu niemal latach.) Czemu ma służyć takie skracanie liturgii, sprawowanie jej niemal z zegarkiem w ręku? Czy chodzi o to, żeby wierni się nie nudzili?
Homilie papieskie są krótkie, nie chodzi więc o skrócenie liturgii po to, żeby papież mógł wygłosić długie kazanie. Widać szczerą pobożność i pokorę papieża wobec Ciała i Krwi Pańskiej: to, jak patrzy na Hostię, jak przemawia do konsekrowanego Chleba i Wina, widząc w nich, wierząc mocno, że jest w nich Pan, kiedy mówi Panie Jezu Chryste. Przy ołtarzu staje się skupiony, w jakiś sposób oderwany od tego, co wokół. Nie wydaje się zatem, że skraca liturgię dlatego, że jej nie przeżywa. Przeżywa ją tak mocno, że jest dla niego wielkim wysiłkiem takie skupienie, i dlatego skraca liturgię, bo go, w pozytywnym sensie, wyczerpuje? Czy jednak chodzi o ludzi: mogą się nudzić? Mogą nie rozumieć nic z liturgii? Pragną innego rodzaju kontaktu – z Bogiem? Z papieżem?
Święty Sobór Watykański II naucza, że liturgia nie wyczerpuje całej działalności Kościoła, który przecież także głosi Chrystusa, wzywa do wiary i pokuty, uczy spełniać Ewangelię miłości (Sacrosanctum Concilium 9). Ale tenże Sobór naucza także, że liturgia jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i źródłem, z którego wypływa moc Kościoła (SC 10). Po to głosi się Chrystusa, aby wierni mogli się z Nim zjednoczyć w Świętej Ofierze, oddając Ojcu najwyższą cześć i uwielbienie: Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący (…) wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków. Jednocześnie to doskonałe uwielbienie Boga ma nas zjednoczyć w miłości i dać siłę na głoszenie Ewangelii. Swego rodzaju sprzężenie zwrotne. Nie można żałować czasu dla Boga, jeśli chcemy mieć czas dla ludzi, dla głoszenia im tegoż Boga. Głosić przecież trzeba Tego, którego się zna, z którym się żyje, a z którym najpełniejszy kontakt mamy przez Eucharystię, Jego Ciało i Krew.
PS Na jedną rzecz zwrócić warto uwagę: przy błogosławieństwie Franciszek robi wyraźne znaki krzyża, inaczej niż jego dwaj poprzednicy. Zawsze chciałem widzieć krzyż, kreślony ręką kapłana czy biskupa, a nie jakieś nie do końca wyraźne znaki. Co do układu palców już nie będę narzekał, bo tego od dawna nikt nie pamięta.
Panie Marcinie, wigilię wielkanocną skrócono o 4 czytania (a nawet 4 i pół, jeśli uwzględnić, że użyto skróconej wersji czytania o stworzeniu świata).
OdpowiedzUsuńTak, ale w liturgii papieskiej nie używano wszystkich czytań wigilii nawet za Benedykta, zawsze były tylko cztery ze ST: stworzenie świata (w całości, inaczej nie ma sensu - vide mój popołudniowy wpis), ofiara Abrahama, przejście przez Morze Czerwone, proroctwo Ezechiela. Podejrzewam, że za Jana Pawła nie było inaczej, tak samo jak papieże w czasie tej wigilii nie używali Kanonu rzymskiego. Można to dodać do listy "papieskich dziwactw", o których kiedyś pisałem, przy okazji nieszporów 31.XII - w gruncie rzeczy, liturgia papieska powinna być wzorem, a nie zawsze nim była. Z drugiej strony, papieże są zwykle w takim wieku, że całe Triduum jest dla nich wielkim wysiłkiem, duchowym i fizycznym. (Tak zupełnie przy okazji zastanawiam się, jak długo wytrzyma biały ornat Franciszka, kiedyś w końcu zacznie się brudzić.)
OdpowiedzUsuńZajrzałem jeszcze raz na strony Watykanu, przedtem nawet nie zauważyłem, że był krótszy opis stworzenia świata. Kiedyś byłem na Wielkanoc w kościele, którego proboszcz stwierdził, że owszem, można odczytać dłuższą wersję opisu stworzenia pod warunkiem, że oprócz tego będzie jeszcze tylko czytanie z Księgi Wyjścia. Jeśli wersja byłaby krótsza, to można będzie wziąć jedno czytanie z proroków. Wersja poszła dłuższa, były zatem tylko dwa czytania ze ST. "Bo ludzie będą się nudzić". No cóż, brakuje formacji liturgicznej i biblijnej.
UsuńJa mogę tylko powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwy, że u mnie w parafii (w tym roku 12 Wielkanoc)na czytaniach z ST się nie oszczędza. Zawsze jest 7 ze ST w pełnej wersji. Przyznaję jednak, że w porównaniu z Mszą Wieczerzy Pańskiej i Liturgią Wielkiego Piątku, frekwencja jest najmniejsza.
OdpowiedzUsuńW Warszawie jest tak u św. Marcina, tyle że frekwencja jest taka, że albo trzeba przyjść 2 godziny wcześniej, aby mieć miejsce siedzące, albo stać w tłumie całe 3 godziny.
OdpowiedzUsuńJeszcze przypomniało mi się, że chciałem o ornacie więcej napisać. Oglądałem teraz zdjęcia z bazyliki św. Jana, papież, oczywiście, wciąż w tym samym ornacie, kardynałowie i koncelebransi w o wiele bogatszych. Pisałem już kiedyś, że to nie jest papież liturgista, i tego mu w formacji brakuje: to, że chce ukazywać Kościół ubogi, to bardzo dobrze, tylko że akurat liturgia nie temu służy. Co z tego, że papież ma skromny ornat, skoro reszta takich nie ma? Jeśli już koniecznie ubóstwo nawet w liturgii ma być wyrażone, niech wszyscy mają takie proste ornaty. Jeden z Ojców Kościoła pisał, że nie ma sensu ozdabiać kościoła złotem, jeśli przed nim siedzą głodni żebracy, i to jest ważne, Kościół o biednych się troszczy, i papież to podkreśla. Ale i Jezus pobłogosławił Marię, która namaściła Go bardzo drogim olejkiem, Jego ciało namaściła. Trzeba znaleźć równowagę.
OdpowiedzUsuńNie chodzi mi tu o koronki i tony złota na ornatach, u Benedykta XVI czasami był aż przesyt - nie o to chodzi, żeby teraz zacząć szyć nowe ornaty z herbem nowego papieża. Można, jak sądzę, znaleźć coś prostego, a jednocześnie odpowiadającego liturgii papieskiej.