Uświadomiłem sobie dziś w metrze, że zawsze bardziej mnie interesowała ta część mitologii, która opowiada o bogach lub im podobnych, od tej, która traktuje o ludziach. Ciekawsze jest to, co działo się na Olimpie od historii Heraklesa czy Tezeusza. Iliada, w której Tetyda wynurza się z fal jak mgła, a bogowie walczyli przeciw bogom na skamandryckiej równinie, od Odysei, w której najwyżej Atena czasami śmignie jak ptak szybkoskrzydły albo zaśpiewa Kirke o pięknych warkoczach; cała reszta to zalotnicy, wędrówki Odysa i Telemacha, zalotnicy, rzeź zalotników, sprzątanie po rzezi. Völuspá jest ciekawsza od historii Sigurda (wyjątek robię tylko dla samego początku opowieści, właściwie przed Sigurdem jeszcze, historii Andvariego, Reginna i Fafnira), o Brynhildzie &Co. nie wspominając. Od opowieści o Noldorach w Śródziemiu wolę Ainulindalë, ale lubię historię Berena i Lúthien z racji pochodzenia i mocy tej ostatniej. Opowieści o elfach są o wiele ciekawsze niż opowiadania o ludziach, tak jak mitologia jest o wiele ciekawsza od historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz