Jak już wspominałem, jestem świeżo po lekturze ostatniego tomu Pana Lodowego Ogrodu, i jakoś mi się powiązała ta książka, we wszystkich swych tomach, z fragmentami z Odysei, opisującymi pobyt Odyseusza i jego towarzyszy na wyspie Ajai, na której mieszkała czarodziejka Kirke (X księga). Najpierw siedzą na brzegu, przy okręcie, potem Odys idzie na zwiady, na jakieś wzniesienie, żeby zobaczyć całą wyspę, widzi dym wznoszący się spomiędzy drzew. Potem dzieli swą drużynę na dwie grupy i jedna z nich idzie w las, znaleźć miejsce, skąd dym się wznosi. Trafiają do domu Kirke, a tam, wiadomo: jedzenie, różdżka i zamieniają się w świnie. Ale jeden z nich, Eurylochos, ocalał, nie wszedł bowiem do domostwa Kirke. Najpierw czeka, ale kiedy żaden z jego towarzyszy z domu nie wychodzi, wraca na brzeg, do okrętu, jest w szoku, słowa nie może wykrztusić. W końcu opowiada towarzyszom co się stało: znaleźli dom, słychać tam było czyjś śpiew i robotę na krosnach, towarzysze weszli i już nie wyszli, chociaż długo siedział i na nich czekał. Wtedy Odyseusz decyduje się na akcję ratowniczą, bierze miecz i łuk i każe Eurylochowi pokazać drogę.
Takie akcje komandosów, zupełnie jak Vuko i jego Nocni Wędrowcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz