Byłem dziś na mszy w kościele, w którym na ołtarzu nie było żadnych kwiatów, zupełnie jakby to był Wielki Post. Ciekawe, czy to ze względów finansowych, czy z lenistwa? Ksiądz, który odprawiał mszę, do liturgii świętej miał podejście bardzo nonszalanckie i niechlujne. Kiedy pozdrawiał lud słowami Miłość Boga Ojca etc., rozłożył na chwilę ręce, ale złożył je dokładnie wtedy, kiedy mówił niech będą z wami wszystkimi. Gest sobie, słowa sobie. Kolektę odmawiał z rękoma opartymi o ambonkę, zupełnie jak mówca na partyjnym zjeździe. (Tak kiedyś powiedziała o mnie – w czasach, kiedy byłem lektorem,
wieki temu – mojemu proboszczowi pewna pobożna pani.) Dialog przed prefacją śpiewał, kartkując jednocześnie mszał, zatem rąk ani nie rozkładał, ani nie podnosił. To, że fałszował niemiłosiernie, to już małe piwo. A po Przeistoczeniu wszystko mówił tak szybko, że ludzie nie zdążyli odpowiedzieć Amen czy Bo Twoje jest królestwo, kiedy ksiądz zaczynał już następną modlitwę. Do tego zmienione wezwanie przed Komunią: błogosławieni, którzy zostali wezwani na ucztę Chrystusa. Gdyby tak księża czytali Biblię, wiedzieliby, że to cytat z Apokalipsy św. Jana (Ap 19:9), i może nie rwaliby się tak do uprawiania własnej tfu-rczości przy zmienianiu tego wersu.
Prorok Eliasz, jak dziś słyszeliśmy, spotkał Boga w łagodnym powiewie, tak jak prarodzice w raju (cf. Rdz 3:8). Non in commotione Deus, Boga nie było w wichurze, trzęsieniu ziemi, ogniu. Ale te zjawiska zapowiadają Jego przyjście. Bóg jest tak wielki w swej łagodności, że ziemia przed Nim drży, i powietrze, i ogień.
W Ewangelii zaś Piotr chodzi po wodzie. Pewnie już kiedyś to pisałem, ale powtórzę: sądzę, że ważne jest nie tyle samo chodzenie po wodzie, wymagające wiary, ale jego kierunek; Piotr przecież powiedział do Jezusa: Każ mi przyjść do Ciebie (Mt 14:28). Nawet idąc ku Jezusowi, czyli idąc w dobrym kierunku, możemy zacząć tonąć. Panie, uratuj mnie... Qui salvasti Petrum in mari, miserere nobis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz