Moje siedemnastoletnie sandały ledwo, ledwo się trzymają... To znaczy, właściwie są całkiem dobre, tylko podeszwa się starła i kawałki się odklejają, trochę to niebezpieczne. Korzystając z dobrodziejstw internetu postanowiłem poszukać nowych. Problem z tych, że ja do obuwia podchodzę jak flamen Dialis, rzymski kapłan Jowisza: nie każde zaakceptuję, mam swoje tabu. Buty muszą być wiązane lub zapinane na sprzączkę. Żadne pantofle, mokasyny czy klapki, żadnego zapinania na rzepy. I tu zaczynają się schody. Bardzo ładne sandały Birkenstock, takie jak moje: wkładka-podeszwa z korka, skóra, sprzączki, ale ponad 300 zł to dla mnie trochę dużo. Zwłaszcza że to buty sezonowe. Sandały innych firm są albo o wiele droższe (nawet do 900 zł!), albo po prostu brzydkie. Są i takie z zakrytymi noskami, ale wyglądają jak klatka, albo jak żebra jakiegoś biednego stworzenia. Tańsze są Birkenstocki bez pięty: są sprzączki, wszystko ładne, tylko że to właściwie klapki. Po domu może dałoby się w czymś takim chodzić, ale po ulicy, po schodach?
Ale może lato będzie chłodne tego roku i sandały nie będą potrzebne?
Boże! Dziękuję! Takie wkładki jak w tych sandałach chyba są jedyne na świecie. Dzięki!
OdpowiedzUsuńTo chyba są obecnie jedyne prawdziwe sandały.
UsuńMoże to będzie pomocne: http://nikbutik.pl/klapki-sandaly/395-sandaly-meskie-nik-wkladka-fussbett-grafit.html
OdpowiedzUsuńO, dziękuję! Wkładka super, ale fason nie dla mnie :-(
UsuńWygoda, zaskakujący wygląd bo jednak mężczyzna w sandałach, a i "wszechobecny" kurz sprawia, że sandały chyba pozornie są odpowiednie na ulicę.
OdpowiedzUsuń