W zeszłym tygodniu dwóch nowicjuszy odeszło. Zawsze to trochę smutne, zwłaszcza że nie ma okazji do pożegnania się. Mam nadzieję, że dadzą sobie radę w życiu. Decyzja niełatwa, nikt z nas nie wie, co mówi Duch do ich serc.
A dzisiaj odmówiono mi jonoforezy. Wczoraj babeczka zrobiła zabieg bez mrugnięcia okiem, dziś wszystko już przygotowała, wyciągam rękę, a ona nagle pyta: A ma pan jeszcze jakiś metal w ręku? Mam, płytkę, śruby, pręty. Aaaa, to nie mogę zrobić jonoforezy, bo to prąd idzie, metal, nie można. I tak zostałem bez uwapniania kości. Jutro trzeba iść do lekarza i sprawę wyjaśnić. Babeczka obiecała, że pójdzie, to w tym samym budynku, miejmy nadzieję, że nie zapomni: jej łatwiej będzie wejść do gabinetu niż mnie, chyba że kolejki nie będzie.
I tyle.
A dziś dzień walijskiego świętego, Karadoka, tego od psów, i wizygockiego męczennika, Hermenegilda.
A dziś dzień walijskiego świętego, Karadoka, tego od psów, i wizygockiego męczennika, Hermenegilda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz