Mieliśmy w domu Dzieła
polskie Jana Kochanowskiego, w opracowaniu Juliana Krzyżanowskiego.
Piękne wydanie, w twardej oprawie, ale najbardziej mnie zachwycał
jego papier: delikatny, cienki, taki jak w wydaniach Biblii – chyba
nawet mówi się nań „papier biblijny”. W liceum dostałem jako jakąś
nagrodę Dzieła polskie Kochanowskiego z dedykacją, w oprawie z
tłoczonej skóry, na papierze białym, bardzo białym, ale grubym,
dla palca nieprzyjemnym. Kilka lat później – sam
nie wiem, dlaczego – oddałem wydanie na delikatnym, biblijnym
papierze do biblioteki Instytutu Filologii Klasycznej. Pewnie
myślałem, że dwa wydania są mi niepotrzebne, i zachowałem to,
które miało dedykację. Bardzo, bardzo tego żałuję – z powodu
papieru. Wciąż myślę o przyjemności przewracania delikatnych
kartek, która łączyła się z przyjemnością czytania
Kochanowskiego. Wydanie w tłoczonej skórze owszem, daje możliwość
czytania Kochanowskiego, ale nie daje pełnej przyjemności, tego
połączenia słów z szelestem kartek. Pewnie mógłbym sobie kupić,
np. na Allegro, to wydanie, za którym tak tęsknię... Może gdybym
poszedł na filologię klasyczną i poprosił o zwrot mojej
darowizny, dostałbym książkę z powrotem... Eee, mało
prawdopodobne.
A tu psalm własny
Wielkiego Postu – werset z niego pojawia się codziennie w
brewiarzu – w przekładzie Kochanowskiego.
Psalm 91
Qut habitat in adiutorio Altissimi
Kto się w opiekę poda Panu swemu
A całym prawie sercem ufa Jemu,
Śmiele rzec może: „Mam obrońcę Boga,
Nie będzie u mnie straszna żadna trwoga.”
Ciebie on z łowczych obierzy wyzuje
I w zaraźliwym powietrzu ratuje;
W cieniu swych skrzydeł zachowa cię wiecznie,
Pod Jego pióry ulężesz biezpiecznie.
Stateczność Jego tarcz i puklerz mocny,
Za którym stojąc na żaden strach nocny,
Na żadną trwogę ani dbaj na strzały,
Którymi sieje przygoda w dzień biały.
Stąd wedla ciebie tysiąc głów polęże,
Stąd drugi tysiąc; ciebie nie dosięże
Miecz nieuchronny, a ty przedsię swymi
Oczyma ujźrzysz pomstę nad grzesznymi.
Iżeś rzekł Panu: „Tyś nadzieja moja”,
Iż Bóg nawysszy jest ucieczka twoja –
Nie dostąpi cię żadna zła przygoda
Ani się najdzie w domu twoim szkoda.
Aniołom swoim każe cię pilnować,
Gdziekolwiek stąpisz, którzy cię piastować
Na ręku będą, abyś idąc drogą
Na ostry krzemień nie ugodził nogą.
Będziesz po żmijach bezpiecznie gniewliwych
I po padalcach deptał niecierpliwych;
Na lwa srogiego bez obrazy wsiędziesz
I na ogromnym smoku jeździć będziesz.
Słuchaj, co mówi Pan: „Iż mię miłuje,
A przeciwko mnie szczerze postępuje –
Ja go też także w jego każdą trwogę
Nie zapamiętam i owszem wspomogę.
Głos jego u mnie nie będzie wzgardzony,
Ja z nim w przygodzie; ode mnie obrony
Niech pewien będzie, pewien i zacności,
I lat szedziwych, i mej życzliwości!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz