W dzisiejszych nieszporach powtarzamy: Niech podniesienie rąk moich będzie jak wieczorna ofiara (Ps 141 [140]:2). Prastare słowa nieznanego z imienia psalmisty powtarzane w modlitwie przez tysiąclecia.
Psalmy były też modlitwą Jezusa w Jego ziemskim życiu, jak były modlitwą dla każdego pobożnego Żyda czy prozelity w tamtych czasach. Jezus też odmawiał te słowa. Ojcowie Kościoła odczytywali w psalmach słowa Jezusa, tajemnice Jego życia. Ręce podniesione ku Bogu stały się wieczorną ofiarą wtedy, kiedy ręce Jezusa przybito do krzyża, na siłę wręcz je wzniesiono, i tak wzniesione trwały, aż nadszedł czas wieczornej modlitwy i wieczornej ofiary w świątyni jerozolimskiej, kiedy zabijano paschalne baranki w Wielki Piątek. Tak spełniła się ofiara Baranka, który gładzi grzechy świata.
W tych słowach psalmu jest modlitwa całego Izraela, niejako embrionu, z którego wyszedł Jezus, prawdziwy Izraelita według ciała. Jest w nich modlitwa Jezusa, który jest synem ludu Izraela, ale jest też Głową Kościoła. Kościół zaś jest Jego Ciałem, i tak organicznie wręcz ta modlitwa, te słowa psalmu, pozostają modlitwą ludu Bożego obu Testamentów: łączą się one w osobie Jezusa i w Jego modlitwie na krzyżu. Niech podniesienie rąk moich będzie jak ofiara wieczorna! Swoją drogą, szkoda, że nie wprowadzono do liturgii gestu wznoszenia rąk przy wypowiadaniu tych słów. Kiedyś przyklękano przy pewnych zwrotkach hymnów brewiarzowych, czemu więc nie można by podnosić rąk na jeden werset psalmu, aby modlitwa słowa połączona była z modlitwą ciała?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz