czwartek, 1 maja 2014

Umieranie

Wczoraj można było przeczytać lub usłyszeć w mediach o przerwanej egzekucji Claytona Locketta, w więzieniu w amerykańskim stanie Oklahoma. Podano mu dożylnie truciznę, która jednak nie zadziałała do końca: Zaczęliśmy się martwić, że podany środek nie wywołał żadnego efektu, powiedział Robert Patton, z Departamentu Więzień w Oklahomie. Egzekucję wstrzymano, po 43 minutach agonii więzień umarł na zawał serca.

Środek nie wywołał żadnego efektu? Dlaczego zatem więzień zwijał się z bólu w agonii? Co wtedy robili obecni przy wykonywaniu wyroku? Patrzyli? Próbowali mu pomóc, ulżyć w cierpieniu? Czy zabijanie może w ogóle być humanitarne? Nie. Czy ci, którzy popierają karę śmierci, którzy decydują o jej wykonaniu lub zatrzymaniu 'zabiegu', zdają sobie sprawę, czym jest konanie w męce? Wątpię.

W jednym z odcinków Star Treku, jeśli dobrze pamiętam, na pewnej planecie karą dla mordercy jest wszczepienie mu wspomnień ofiary, tak że codziennie, o tej samej porze odczuwa on to, co czuła ofiara w momencie śmierci. Szkoda, że nie można takiego środka zastosować jako poglądowej lekcji dla tych, którzy popierają karę śmierci.

10 komentarzy:

  1. Clayton Lockett - porwawszy, pobiwszy, postrzeliwszy ofiarę - kazał ją pogrzebać żywcem w grobie, którego kopanie była przez 20 minut zmuszona oglądać.

    Zdumiewająca niekonsekwencja: z jednej strony postulat, aby zwolennicy zabicia Locketta mieli przeżywać to, co on, z drugiej zaś protest, gdy przez nich, co prawda przez przypadek i w znacznie łagodniejszej formie, doświadcza on tego, co jego ofiara.

    Inna sprawa, że zazwyczaj egzekucje przez zastrzyk są całkowicie bezbolesne. Ta została sfuszerowana, ale błędy i pomyłki zdarzają się we wszystkim. (Swoją drogą kiedyś za sfuszerowaną egzekucję kat mógł stracić życie, zabity przez rozwścieczony tłum gapiów).

    Polecam również książkę "Egzekucje publiczne" Nigela Cawthorne'a. Opisano tam m.in. wiele tradycji i zwyczajów dotyczących egzekucji w świecie chrześcijańskim. Nie wiem, czy czyniły one je "humanitarnymi", ale na pewno nie były barbarzyńskie, nierzadko wręcz miłosierne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale czy mamy uznać, że sprawiedliwości stało się zadość, skoro zabójca męczył się tak bardzo przed śmiercią? I, tak naprawdę, co daje kara śmierci? Wyrównuje coś? Naprawia? Kościół jest przeciwko karze śmierci, wyraźnie to akcentował św. Jan Paweł II, potwierdził Benedykt XVI.

    Jeśli przyjąć, że dobrym jest, aby zabójca czuł to, co jego ofiara, to moje myślenie jest jak najbardziej konsekwentne: wykonawcy wyroku też są zabójcami, chociaż w majestacie "prawa", czyli po prostu kolejnym ogniwem w łańcuchu zabijania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kościół nie jest przeciwko karze śmierci. Św. Jan Paweł II prywatnie był, zresztą nie przeciwko karze śmierci jako takiej, tylko uważał, że dziś nie ma potrzeby jej stosowania. Kardynał Ratzinger przyznał, że jest to prywatna opinia papieża - którą zresztą podziela, czemu dawał wyraz jako Benedykt XVI - i katolik może się z nią nie zgadzać (w przeciwieństwie do zakazu aborcji i eutanazji).
    Swoją drogą: co jest złego w karaniu bólem? Rodzice normalnie karzą dzieci bólem i nie budzi to obiekcji moralnych. W czym np. zniewolenie jest lepsze?

    OdpowiedzUsuń
  4. To ciekawe, bo kard. Ratzinger, po publikacji "Evangelium vitae" zwrócił uwagę, że należałoby wnieść poprawkę do Katechizmu właśnie co do kary śmierci. Fakt, że katolik może się nie zgadzać z opinią papieża nt. kary śmierci nie znaczy, że nie może się z nią zgadzać - i ja się z nią zgadzam, i daję temu wyraz. Moje prawo, mój wybór.

    Co to znaczy, że rodzice normalnie karzą dzieci bólem? O jaki ból chodzi (bicie? klęczenie na grochu? głodzenie? ból psychiczny?), i co to znaczy "normalnie"? Czy kara śmierci jest karaniem bólem?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie potrzebuję stosować ostrych metod dla utrzymania wszystkiego w porządku. Czujna dobroć, cierpliwa i pobłażliwa, lepiej i szybciej działa aniżeli surowość i rózga. (św. Jan XXIII, Dziennik duszy)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tej korekty dokonano: najpierw Katechizm wyjaśnia, kiedy dopuszczalna jest kara śmierci, a następnie cytuje rzeczoną opinię z "Evangelium vitae". Oczywiście fakt, że jest dopuszczalna, żadną miarą nie oznacza, iż trzeba ją popierać, ale nie jest uprawnione stwierdzenie, że Kościół jest przeciwko.

      A co do karania bólem, poruszyłem ten temat, gdyż oburza się Pan, że morderca cierpiał przed śmiercią. I o ile w tym przypadku to rzecz jasna absolutnie nie powinno mieć to miejsca, to czy generalnie idea karania przestępców zadając im ból jest zła (skoro można pozbawić ich własności, wolności, życia)? Robią tak rodzice ("normalnie" - czyli powszechnie, bez wątpliwości moralnych), również w Singapurze, zdaje się, za drobne przestępstwa biją bambusową tyczką po pośladkach.

      Usuń
    2. Czy to, że Kościół dopuszcza karę śmierci, w świetle wypowiedzi papieży i poprawek w Katechizmie (a czy encyklika jest też tylko prywatnym głosem papieża?) - podkreślam, że ją dopuszcza w ostateczności - świadczy, że Kościół jest za karą śmierci? Nie. Kościół jest przeciwko karze śmierci, jeśli na poważnie weźmiemy zapisy Katechizmu, nie popiera jej i nie pochwala, ale jedynie dopuszcza, jeśli nie ma innego rozwiązania - a w obecnych czasach bardzo mało prawdopodobne jest, aby innego rozwiązania nie dało się znaleźć, jak rozsądnie zauważył św. Jan Paweł II. Jeżeli Bóg dopuszcza cierpienie i działanie szatana, to znaczy, że Bóg nie jest przeciwko cierpieniu i szatanowi?

      Karanie bólem: a kto i jak miałby decydować o rodzaju i natężeniu takiej kary? A jeśli skazaniec nie przeżyłby takiej kary? Co ona w ogóle miałaby dać: co naprawić, w czym zadośćuczynić? Bicie, porażenie prądem, kłucie - jak jeszcze zadawano by ów ból? Czy nie przypominałoby to jakichś eksperymentów - na ludziach? Chłosta, 50 razów, ale wymierzamy tylko 49, bo z rozpędu mógłby pójść o jeden za dużo.

      To, że wielu rodziców bez wątpliwości moralnych bije swoje dzieci, nie jest w żadnym wypadku dowodem normalności: wielu ludzi, także bez żadnych wątpliwości moralnych, kradnie, i to codziennie.

      Naprawdę, bardzo polecam cytowany wyżej fragment z "Dziennika duszy" św. Jana XXIII.

      Usuń
    3. Oto, co pisał w 2004 roku (a więc już sporo po "Evangelium vitae") kard. Ratzinger jako prefekt KNW:
      "3. Not all moral issues have the same moral weight as abortion and euthanasia. For example, if a Catholic were to be at odds with the Holy Father on the application of capital punishment or on the decision to wage war, he would not for that reason be considered unworthy to present himself to receive Holy Communion. While the Church exhorts civil authorities to seek peace, not war, and to exercise discretion and mercy in imposing punishment on criminals, it may still be permissible to take up arms to repel an aggressor or to have recourse to capital punishment. There may be a legitimate diversity of opinion even among Catholics about waging war and applying the death penalty, but not however with regard to abortion and euthanasia".
      Ja nie namawiam Pana do popierania kary śmierci, ale do uznania prawowitości takiego poglądu, nawet wbrew stanowisku papieża, co wprost stwierdził kard. Ratzinger.
      Nb. pamiętajmy, że i zdania papieży są przecież podzielone – opowiadając się za jednym, nie zgadzamy się z drugim. Faktem jest, że od starożytności do mniej więcej lat 60. niemal wszyscy papieże, Doktorzy Kościoła, święci, błogosławieni, teologowie i zwykli katolicy popierali karę śmierci (często po prostu nie kwestionowali jej, bo wydawała się oczywistością, jak dziś dla nas np. więzienie) i stosowali ją (papieże również, ostatnim był bł. Pius IX, który przestał, bo stracił władzę świecką) - jest to olbrzymi dorobek, przy czym uznaję argument odrzucający go ze wzgledu na inne uwarunkowania historyczne (nawet jeśli nie wszystko jest w nim zależne od nich). Ale już gdy Pius XII 40 lat przed "Evangelium vitae" mówił, że nawet w dobrze urządzonym państwie istnieje potrzeba wymierzania kary śmierci (nie mam teraz dostępu do dokładnego cytatu), to robił to w dokładnie takich samych okolicznościach, do jakich odnosi się św. Jan Paweł II.

      Natomiast co do karania bólem - nie jest to postulat, tylko raczej scholastyczny problem, który przyszedł mi do głowy w związku z Pana wpisem. Czy sędzia miałby moralne prawo skazać tego człowieka na śmierć poprzedzoną 40 minutami cierpienia (abstrahując od samej kary śmierci)? Albo czy zamiast zamykać kogoś w więzieniu na 10 lat - skazać na zastrzyk trucizny, która powoduje tydzień wielkich cierpień? (Nie wiem, czy taka istnieje, pewnie nie, ale akurat jaką technologią by takie kary egzekwowano, jest nieistotne dla oceny moralnej samej idei; natomiast pytanie, co by było gdyby ktoś podczas jej wykonywania umarł, jest tego samego typu problemem, jak np. co zrobić, gdy kogoś w więzieniu pobiją, zgwałcą czy zamordują).
      Na marginesie dodam, że tym, co faktycznie popieram są drobne kary cielesne za drobne przestępstwa. Nie budzą wątpliwości moralnych ani technicznych i mają wiele zalet. Zamknięcie kogoś na chociażby dwa miesiące może skutkować pozbawieniem szkoły czy pracy, a w efekcie skierować na dalszą przestępczą ścieżkę; tym samym grożą znajomości wyniesione z aresztu. Ponadto pobyt w areszcie może przysporzyć nimbu "twardziela" i zamiast zmniejszyć, zwiększyć zainteresowanie występkiem. Przez to wszystko bardzo często wielkie zbrodnie zaczynają się od małych wykroczeń. Kary cielesne w dużej mierze pozwalają uniknąć tych patologii. Do tego są znacznie tańsze i można je wymierzać publicznie dla przestrogi innym.

      Usuń
    4. Jeśli ktoś potrafi wychowywać dzieci metodą św. Jana XXIII, jest o to niewątpliwie chwalebne. Jest to jednak trudna sztuka i nie sądzę, aby większości rodziców udało się zupełnie zrezygnować z "surowości i rózgi". W takim wypadku nie tylko nie jest grzechem ucieknie się do nich, ale byłoby nim nierobienie tego (cf. Prz 13,24).
      Mnie rodzice bili. Na pewno nie sprawiało im to przyjemności, wręcz przeciwnie, i problemy wychowawcze starali się załatwiać najpierw właśnie łagodnością, ale jestem im wdzięczny, że gdy to zawodziło, potrafili potraktować mnie surowo (co nie znaczy oczywiście okrutnie). W przeciwnym razie niczego by mnie nie nauczyli.
      Zresztą w szkole również najwięcej nauczyłem się u surowych nauczycieli, u nich też był największy porządek, co nie przeszkadzało ich lubić i szanować, i to zazwyczaj znacznie bardziej niż tych, u których nic nie groziło. Osoby łagodne i skuteczne - jak św. Jan - też były, ale jeśli ktoś nie potrafi tego połączyć, to lepiej niech wybierze skuteczność, bo to ona jest celem, a nie środkiem. Mało co tak demoralizuje młodzież jak nieroztropna pobłażliwość.

      Nie wiem, czy ta uwaga o tradycjonalistach była o mnie, ale imputowanie mi mściwości czy żądzy zniszczenia jest chyba nieuzasadnione. Mam przynajmniej taką nadzieję.

      Usuń
  6. Na marginesie: Zauważyłem, że pośród katolików za karą śmierci opowiadają się bardzo często tzw. tradycjonaliści - zastanawiające. Ale przecież wiem z doświadczenia, ile w tych ludziach nienawiści i mściwości wobec tych, którzy inaczej niż oni myślą, tak: sam tego doświadczyłem. I to jest zastanawiające: skąd w tych ludziach tyle nienawiści i złości, pragnienia niszczenia i - uśmiercania.

    OdpowiedzUsuń