Prymicje mojego pierwszego nowicjatu, tzn. pierwszego, który uczyłem, pierwszego warszawskiego. Wszyscy poprzedni prymicjanci, od kilkunastu już lat, trafiali do mnie w połowie pierwszego roku studiów, niektórzy zostawali na drugi. A tych znałem od zakonnego dziecka, od samego początku ich drogi.
W czasie mszy nagle zadrżałem i pomyślałem, że to już nie są „moi” chłopcy z nowicjatu, których uczyłem, z którymi żartowałem, że oni są teraz Chrystusowi, Pańscy. Że dla mnie czas na kolejny stopień Zstąpienia do Otchłani, ogołocenia. Przez Niego, z Nim i w Nim Tobie, Boże Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego, jest wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków. Amen.
Błogosławieństwo indywidualne było przed kościołem. Czekałem, przepuszczałem w kolejce kolejne osoby, wreszcie podszedłem do Andrzeja. Po koszulce cię poznałem już w kościele, zaśmiał się (do tej pory rozpoznawanie mnie po koszul(k)ach było cechą moich angielskich znajomych). Są Chrystusowi, są Pańscy, ale są wciąż sobą. Są inni niż byli sześć lat temu, w jakiś sposób, chociażby ontyczny, inni, ale są sobą. I kiedy sobie to uświadomisz, zadrży i rozszerzy się, jak pisał prorok, twoje serce, wobec wielkości Chrystusa Pana, która i w taki sposób się objawia. Można powiedzieć, że On nie waha się dzielić z nami.
Radość z własnych uczniów przy ołtarzu. Ale też świadomość, że przy ołtarzu jest nie tylko radość, ale i ofiara, która nie zawsze nas cieszy, jest cierpienie i konanie, po obu stronach ołtarza. Niesienie siebie nawzajem, aby to, co każdy złożył Bogu w ofierze, służyło wszystkim do zbawienia.
Radość z uczniów, którzy mnie przerośli. Andrzej jest ojcem Andrzejem, Krzysiek ojcem Krzysztofem, Paweł ojcem Pawłem. Wiedzą więcej niż ja, mogą więcej niż ja. Wydorośleli w jakiś sposób, czy może lepiej, bardziej biblijnie, dojrzeli przed obliczem Pana.
Chwalcie Pana, wszystkie narody, wysławiajcie Go, wszystkie ludy,
bo potężna nad nami Jego łaska, a wierność Pana trwa na wieki. (Ps 117[116])
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz