Trafiłem przypadkiem, w TV, na film pt. Duma i uprzedzenie – myślałem, że to jakaś
nieznana mi ekranizacja powieści Jane Austen. Istotnie, film
nawiązuje do Pride and Prejudice, ale jest zatytułowany Bride and
Prejudice (bardzo pomysłowo, brawo!). To indyjska, czy
może raczej – bollywoodzka wersja powieści Austen. Nie oglądałem
całego filmu, trafiłem mniej więcej na połowę, kiedy odbywał
się taniec z pałeczkami – po prostu cudowny! Uświadomiłem
sobie, po raz kolejny, że podobają mi się tylko tańce grupowe.
Nie znam się na historii tańca (podobno można ją teraz zdawać na
maturze), wiem tylko o tańcach rytualnych, chóralnych w
starożytności (po grecku khoros to taniec), kojarzę korowody z
czasów Elżbiety I i późniejsze tańce, właśnie z epoki Jane
Austen. Teraz zobaczyłem taniec hinduski, żywiołowy i pełen
radości – piękne!
Tańce w parach nigdy mnie nie
zachwycały, wyjątek może zrobiłbym dla elżbietańskiej wolty. Jeśli chodzi zaś
o tańce solowe, to po tańcach Lúthien
Tinúviel
w lasach Doriathu żaden nie zasługuje na uwagę, chyba że w konkursie niezgrabności i ociężałości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz