Tak, ale wśród domorosłych liturgistów najczęściej widać zainteresowanie tylko przepisami, teksty są zupełnie pomijane. Ważniejsze staje się to, ile razy należy przyklęknąć, od tego, co mówi w danym dniu czytanie z Pisma albo modlitwa po Komunii.
i) Może dlatego że wżycie się w teksty wymaga pewnej powtarzalności, wrośnięcia w trwającą T-/tradycję. A z różnej maści tradycjonalistami problem wg mnie jest taki, że w ich przypadku mamy do czynienia najczęściej nie z T-/tradycją żywą (w swojej ciągłości — a więc rządzącą się też w jakiejś mierze praktyką i zwyczajem niepisanym), lecz T-/tradycją restytuowaną, odtwarzaną po przerwie (dopiero "ożywianą"?). Przy braku ciągłości w praktyce wzmożone zafiksowanie na przepisach nie powinno dziwić.
ii) Skądinąd dzięki samym tradycjonalistom/rubrycystom udało mi się trafić na śmiałe twierdzenia, że czytanie Pisma Świętego na Liturgii to ma w sumie bardziej funkcję rytualną niż dydaktyczną. Że to niekoniecznie o samo przepowiadanie chodzi, a o rytuał i że gdy braknie czytań w języku narodowym, nie dzieje się zasadniczo nic złego.
Z takim nastawieniem wiele się nie wskóra. A osobiście zauważam, że w grę może wchodzić pewien rodzaj łatwizny. Łatwiej jest zanalizować suche i jednoznaczne przepisy, niż skupiać się na Piśmie w jego czwórrakim sensie. Pismo nie jest (i nie może!) być jednoznaczne, wszystko bardzo mocno zazębia się intertekstualnie. I co chyba najważniejsze: często trzeba wielu, wielu odczytań, żeby tekst w końcu do nas przemówił.
Zgadzam się co do (i), dlatego sam wolę mówić o "tzw. tradycjonalistach". Co do (ii), św. Augustyn uważał, że warto się uczyć na pamięć Pisma św., nawet jeśli się go nie rozumie - ale nie wiem, czy miał na myśli nieznajomość języka, raczej mało prawdopodobne w jego czasach - bo w niespodziewanym momencie Bóg może nas oświecić i dany fragment stanie się zrozumiały. Wg mnie, czytanie Pisma w liturgii jest i dydaktyczne, i rytualne, to się wzajemnie powinno równoważyć; jeśli w danym momencie nie przemawia do mnie jakieś czytanie, pozwalam, aby przeze mnie "przeszło", resztę zostawiając Duchowi. Nawiasem mówiąc, tzw. tradycjonaliści jakoś nie przywołują słów Benedykta XVI nt. wartości języków narodowych w liturgii, jego wręcz dziękczynienia, że czytania są w tych językach, bo w ten sposób rok za rokiem się z nimi oswajamy i, z czasem, lepiej rozumiemy.
Kiedyś pomagałem opracować teksty rekolekcji, głoszonych przez ks. Korniłowicza - było w nich mnóstwo cytatów z liturgii, a to antyfona, a to graduał, a to modlitwa: to było naprawdę życie liturgią.
Owszem. Tekstami świętymi trzeba mocno nasiąknąć, żeby zaczęły przenikać i przemawiać. Z własnego przykładu: parę lat odmawiania psalmów po łacinie, a teraz po cerkiewnosłowiańsku: ich sens staje się tym jaśniejszy, gdy podczas liturgii słychać nagle znajome wersety.
A co się tyczy tzw. tradsów i Benedykta XVI, od dłuższego czasu towarzyszy mi wrażenie, że taki "Duch liturgii" jest przez nich traktowany bardzo wybiórczo: jako rezerwuar cytatów na poparcie swoich sztandarowych tez. Ale niepasujące do tej układanki fragmenty już są w ich świadomości nieobecne.
Natomiast o ile sam doceniam wartość & doniosłość żywego języka w liturgii, o tyle podzielam część zastrzeżeń do odnowionego lekcjonarza.
Benedykt XVI kiedyś mówił, chyba do kleru diecezji rzymskiej, o lekcjonarzu: że był przywiązany do dawnego lekcjonarza wielkopostnego i było mu przykro, kiedy się zmienił, podawał nawet przykład czytania z danego dnia (spotkanie było w Wielkim Poście). Ten fragment widziałem cytowany przez tzw. tradycjonalistów z upodobaniem. Ale nie cytowali już następnego zdania papieża, w którym mówił on, że teraz, po latach, dostrzegł on piękno i wartość także w tych odnowionych czytaniach, i znowu podawał przykład z dnia.
W liturgii wszystko ze sobą, mniej lub bardziej świadomie, współgra. Taka np. pieśń dziś śpiewana, "Twoja cześć, chwała". Zwrotka: "Raczyłeś zostać w takiej postaci nie szczędząc siebie dla nas, swych braci" współgra z hymnem z jutrzni: Se nascens dedit socium, convescens in edulium, czyli, parafrazując, Jezus przez Wcielenie dał się nam za brata, a przez ustanowienie Eucharystii za pokarm. Oczywiście, nie twierdzę, że autor pieśni wprost sugerował się tym hymnem, niemniej jednak myśl przewija się ta sama, jak nić w tkaninie liturgicznej. To wszystko ma współgrać, a my powinniśmy się starać jak najbardziej w to wnikać.
Czy nie na tym miał polegać słynnych "ruch liturgiczny"?
OdpowiedzUsuńTak, ale wśród domorosłych liturgistów najczęściej widać zainteresowanie tylko przepisami, teksty są zupełnie pomijane. Ważniejsze staje się to, ile razy należy przyklęknąć, od tego, co mówi w danym dniu czytanie z Pisma albo modlitwa po Komunii.
Usuńi) Może dlatego że wżycie się w teksty wymaga pewnej powtarzalności, wrośnięcia w trwającą T-/tradycję. A z różnej maści tradycjonalistami problem wg mnie jest taki, że w ich przypadku mamy do czynienia najczęściej nie z T-/tradycją żywą (w swojej ciągłości — a więc rządzącą się też w jakiejś mierze praktyką i zwyczajem niepisanym), lecz T-/tradycją restytuowaną, odtwarzaną po przerwie (dopiero "ożywianą"?). Przy braku ciągłości w praktyce wzmożone zafiksowanie na przepisach nie powinno dziwić.
Usuńii) Skądinąd dzięki samym tradycjonalistom/rubrycystom udało mi się trafić na śmiałe twierdzenia, że czytanie Pisma Świętego na Liturgii to ma w sumie bardziej funkcję rytualną niż dydaktyczną. Że to niekoniecznie o samo przepowiadanie chodzi, a o rytuał i że gdy braknie czytań w języku narodowym, nie dzieje się zasadniczo nic złego.
Z takim nastawieniem wiele się nie wskóra. A osobiście zauważam, że w grę może wchodzić pewien rodzaj łatwizny. Łatwiej jest zanalizować suche i jednoznaczne przepisy, niż skupiać się na Piśmie w jego czwórrakim sensie. Pismo nie jest (i nie może!) być jednoznaczne, wszystko bardzo mocno zazębia się intertekstualnie. I co chyba najważniejsze: często trzeba wielu, wielu odczytań, żeby tekst w końcu do nas przemówił.
Zgadzam się co do (i), dlatego sam wolę mówić o "tzw. tradycjonalistach". Co do (ii), św. Augustyn uważał, że warto się uczyć na pamięć Pisma św., nawet jeśli się go nie rozumie - ale nie wiem, czy miał na myśli nieznajomość języka, raczej mało prawdopodobne w jego czasach - bo w niespodziewanym momencie Bóg może nas oświecić i dany fragment stanie się zrozumiały. Wg mnie, czytanie Pisma w liturgii jest i dydaktyczne, i rytualne, to się wzajemnie powinno równoważyć; jeśli w danym momencie nie przemawia do mnie jakieś czytanie, pozwalam, aby przeze mnie "przeszło", resztę zostawiając Duchowi. Nawiasem mówiąc, tzw. tradycjonaliści jakoś nie przywołują słów Benedykta XVI nt. wartości języków narodowych w liturgii, jego wręcz dziękczynienia, że czytania są w tych językach, bo w ten sposób rok za rokiem się z nimi oswajamy i, z czasem, lepiej rozumiemy.
UsuńKiedyś pomagałem opracować teksty rekolekcji, głoszonych przez ks. Korniłowicza - było w nich mnóstwo cytatów z liturgii, a to antyfona, a to graduał, a to modlitwa: to było naprawdę życie liturgią.
Owszem. Tekstami świętymi trzeba mocno nasiąknąć, żeby zaczęły przenikać i przemawiać. Z własnego przykładu: parę lat odmawiania psalmów po łacinie, a teraz po cerkiewnosłowiańsku: ich sens staje się tym jaśniejszy, gdy podczas liturgii słychać nagle znajome wersety.
UsuńA co się tyczy tzw. tradsów i Benedykta XVI, od dłuższego czasu towarzyszy mi wrażenie, że taki "Duch liturgii" jest przez nich traktowany bardzo wybiórczo: jako rezerwuar cytatów na poparcie swoich sztandarowych tez. Ale niepasujące do tej układanki fragmenty już są w ich świadomości nieobecne.
Natomiast o ile sam doceniam wartość & doniosłość żywego języka w liturgii, o tyle podzielam część zastrzeżeń do odnowionego lekcjonarza.
Benedykt XVI kiedyś mówił, chyba do kleru diecezji rzymskiej, o lekcjonarzu: że był przywiązany do dawnego lekcjonarza wielkopostnego i było mu przykro, kiedy się zmienił, podawał nawet przykład czytania z danego dnia (spotkanie było w Wielkim Poście). Ten fragment widziałem cytowany przez tzw. tradycjonalistów z upodobaniem. Ale nie cytowali już następnego zdania papieża, w którym mówił on, że teraz, po latach, dostrzegł on piękno i wartość także w tych odnowionych czytaniach, i znowu podawał przykład z dnia.
UsuńW liturgii wszystko ze sobą, mniej lub bardziej świadomie, współgra. Taka np. pieśń dziś śpiewana, "Twoja cześć, chwała". Zwrotka: "Raczyłeś zostać w takiej postaci nie szczędząc siebie dla nas, swych braci" współgra z hymnem z jutrzni: Se nascens dedit socium, convescens in edulium, czyli, parafrazując, Jezus przez Wcielenie dał się nam za brata, a przez ustanowienie Eucharystii za pokarm. Oczywiście, nie twierdzę, że autor pieśni wprost sugerował się tym hymnem, niemniej jednak myśl przewija się ta sama, jak nić w tkaninie liturgicznej. To wszystko ma współgrać, a my powinniśmy się starać jak najbardziej w to wnikać.