Święta Maryja, Matka Boska, wierzyła i ufała. Czuwała. Jeśli słyszała Jezusową zapowiedź zmartwychwstania, to o niej pamiętała, bo wiemy z Ewangelii, że zachowywała w swym sercu wszystko, co dotyczyło Jezusa. Jeśli jej nie znała, to wierzyła i ufała, że dzieje się wola Boża, nawet jeśli jej nie rozumiała. Wciąż była Służebnicą Pańską, całkowicie poddaną woli Boga.
Jan Chrzciciel poprzedził Jezusa w śmierci i zejściu do Otchłani. Wiedział, że On też tam zstąpi jako Mesjasz, zwycięzca śmierci. Widać go na ikonach Zmartwychwstania, jak wskazuje na Jezusa.
Aniołowie, którzy przed bramami Otchłani śpiewali: Unieście się, odwieczne podwoje, aby mógł wkroczyć Król chwały wiedzieli, że Jezus wyjdzie z Otchłani żywy, Bóg-Człowiek.
Maria Magdalena i inne kobiety nie pamiętały o zmartwychwstaniu, musieli im przypomnieć aniołowie, których ujrzały w grobie. Nie miały już wiary i nadziei, ale kochały Jezusa i chciały pójść do grobu namaścić powtórnie Jego ciało, oddać Mu tę ostatnią posługę.
Nikodem i Józef z Arymatei, ukryci uczniowie, też wiary i nadziei już nie mieli, ale także, na swój sposób, kochali, i okazali Jezusowi wierność i oddanie, pomogli pogrzebać Jego ciało. Nie mieli odwagi iść za Nim, kiedy żył, ale mieli odwagę przyjść po ciało Skazańca, potępionego przez kapłanów i uczonych w Piśmie.
Apostołowie, którzy z Nim przez trzy lata chodzili, słuchali Go, słyszeli zapowiedzi zmartwychwstania, nie wierzyli, nie mieli już nadziei, sądzili, że wszystko się skończyło, jak mówili ci, którzy szli do Emaus, uciekli przed Jego męką, poza Janem, nie przyszli nawet, aby Go pogrzebać.
Zawsze najbardziej mnie zastanawiało to, jaką postawę przyjęli Apostołowie. Że, poza Janem, nie wytrwali przy Nim, choć byli z Nim za życia najbliżej i najczęściej. A teraz? Przyszli Nikodem, Józef, kobiety, że nie wspomnę o bólem przeszytej Matce. A gdzie Apostołowie? Ewangeliści nie wspominają o Nich, choć może... może gdzieś tam byli. Ale zastanawia mnie to, że przecież Oni byli najbliżej Jezusa, a po Jego śmierci "jakby najdalej". Daleki jestem od osądzania, krytykanctwa itd., sam nie mogę się z Nimi porównać, z ich wiarą i "wielkością". Ale sam ten fakt - odeszli, nie mieli odwagi(?). A może właśnie dlatego, że byli najbliżej Pana, że byli najbardziej napełnieni Jego nauką i przykładem, może dlatego ich zwątpienie i smutek (rozpacz?) osiągnęły apogeum, jakiego może doświadczyć wewnętrznie człowiek?
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji, życzę dobra samego i miłości, które płyną z Jego Ran, z Jego Serca przebitego żelazem. Niech Zmartwychwstały leczy, co chore, napełnia łaską, co puste i tym samym czyni zdolnym do kochania Go i dążenia do wieczności - do Pełni w Chrystusie! Pozdrawiam :)
Dziękuję i odwzajemniam. Bardzo mnie poruszają słowa wypowiadane przy paschale: Przez swoje święte rany jaśniejące chwała niech nas strzeże i zachowa Chrystus Pan. Amen.
OdpowiedzUsuń