Kwitną bzy. Niektóre mają kwiaty delikatne, lekko blade, wyglądają jak koronka albo delikatna pianka na deser. Inne mają kolory mocne, kiście ciężkie, aromatyczne; wyglądają jak aksamit albo podwieczorkowy krem owocowy.
Porównuję bzy do ludzkich wytworów, do koronki, tkaniny, do deseru... A przecież najpierw były bzy. Chociaż działa to też w drugą stronę: można powiedzieć, że koronka lub krem na deser wyglądają tak delikatnie jak kwiecie bzu. Różnie układają się skojarzenia.
A co do deseru, to bardzo polecam dawny przepis na krem owocowy. Trzeba tylko trochę poczekać, aż będą maliny i poziomki.
Bierzemy zatem dwa kubki malin lub poziomek i miksujemy. (W klasycznym przepisie każą przetrzeć przez sito, ale ułatwimy sobie trochę życie.) Dodajemy trochę soku z cytryny i cukier puder, tyle, ile komu potrzeba do dobrego smaku, radzę więc dodawać stopniowo, próbując co chwila. Teraz bierzemy ok. łyżki żelatyny, namaczamy w odrobinie wody, aby spęczniała, i dodajemy do niej pół szklanki gorącego mleka. Mieszamy teraz z przecierem z owoców, uważając, żeby żadne grudki nie powstały. Lekko studzimy. Osobno ubijamy śmietanę kremówkę z cukrem. Tu trzeba trochę na wyczucie działać, ok. szklanki śmietanki powinno wystarczyć. Do ubijanej śmietany dodajemy po trochu masę z owoców, cały czas ubijamy, aż krem zacznie gęstnieć. Teraz przekładamy do salaterki lub do kilku salatereczek, uprzednio opłukanych (wewnątrz) wodą i lekko posypanych cukrem. Wstawiamy do lodówki na przynajmniej dwie godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz