Kiedyś moja znajoma zastanawiała się, jak to jest, że ona uwielbia placki kartoflane, a jej młodszy brat, wychowany przecież w tym samym domu i na tym samym gotowaniu ich matki, placków kartoflanych nie cierpi. Jak to jest z gustami, z upodobaniami, jak się kształtują?
Słyszałem dziś, jak pewna artystka rozpływała się w zachwytach nad homiliami i kazaniami biskupa Zawitkowskiego oraz ks. Niewęgłowskiego, w swoim czasie duszpasterza środowisk twórczych. Jak oni poetycko mówią, jak władają słowem... Tak się składa, że słyszałem homilie obu rzeczonych kapłanów, i były to dla mnie jedne z najgorszych, jakie w życiu słyszałem. Poetyckość biskupa Zawitkowskiego jest, jak dla mnie, za bardzo w stylu Konopnickiej, żebym mógł ją strawić, a same homilie i kazania zbyt przesłodzone językowo; przy tym biskup brzmi tak, jakby zaraz miał się rozpłakać z powodu bólu zębów. Ks. Niewęgłowski zaś mówi, że tak to ujmę, zbyt krągło, zbytnio wygładzone są jego zdania, aż do granic frazesów, i – po prostu nudne; do tego wygłaszane monotonnym,
usypiającym głosem. Kojarzą mi się z poetyką Nicolasa Boileau.
Ale przecież, za łaską Bożą, dane było mi słuchać i dobrych kaznodziejów. Jednym z nich był biskup Dziuba, w czasach, kiedy jeszcze nie był biskupem, ale sekretarzem śp. Prymasa Glempa. To były wspaniałe homilie, biblijne, zakorzenione w czytaniach i liturgii dnia. Drugi to ks. Hoinka, który teraz pracuje, z tego, co wiem, na Syberii. To znowu były homilie-miniatury, często dwa lub trzy zdania tylko, ale trafiające w samo sedno czytań, wyraźnie wynikające z medytacji na świętymi Tekstami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz