Przeczytałem
właśnie Ruiny Orsona Scotta Carda (i czekam na poprzedzającego je
Tropiciela: od końca zacząłem czytać) i zastanawiam się nad
manipulowaniem czasem, którą to zdolność posiadają główni
bohaterowie. Nie tyle podróż w czasie, co manipulowanie czasem,
przenoszenie się czasie, zwalnianie, przyśpieszanie, ukrywanie się.
Czym jest, tak naprawdę, czas?
Bardzo
lubię ironiczne podejście do czasu, a dokładniej – do swojego
wieku, Beaty Tyszkiewicz. Zapytana, czy jest „ikoną”, odpowiada:
Byłabym tym chętniej, gdyby namalował mnie Andrzej Rublow.
Niestety, wbrew niektórym doniesieniom, nie urodziłam się w
czternastym wieku. Kiedyś też tłumaczyła, że nie pamięta 19.
wieku, bo aż tak dawno się nie urodziła; kiedy indziej znowu, że o przedwojennych balach nic nie wie,
bo niemowląt na takowe nie zabierano.
Po
drugiej stronie lustra trzeba biec prędzej i prędzej, żeby
pozostać w tym samym miejscu. Aby się przemieścić, przenieść w
inne miejsce, trzeba biec dwa razy szybciej, tłumaczy Alicji
Czerwona Królowa. (Nawiasem mówiąc, od niedawna mamy przekład
Alicji w Krainie Czarów na średnioangielski.) W gruncie rzeczy,
lustro pozwala dostrzec, jak czas płynie, nawet takie zwykłe,
niekoniecznie magiczne, jak w Lothlórien.
Ostatecznie,
wobec czasu jesteśmy zawsze jak Bilbo, który, zastanawiając się
nad zagadką Golluma, dotyczącą właśnie czasu, zaczął wołać w
panice, kiedy czas na odpowiedź mijał: Czas, czas! Zawsze mamy go
za mało, boimy się go, bo nad nim nie panujemy, wymyka się nam,
jest zagadką. Może stać się przerażeniem. Poza czasem jest tylko
jedno wielkie Teraz-i-Zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz